
Puchar Świata: Wielka Krokiew w Zakopanem 27-28.01.2018
Od razu uprzedzam. Tytuł nie ma nic wspólnego z szeroko pojętą zabawą kibiców 😉 Choć w ten weekend w powietrzu zamiast smogu unosiły się różne opary, Biało – Czerwona Kraina Czarów potrafiła bawić się wzorowo. Jedynie specjalny sektor LOTOS był zatankowany do pełna 😉
I szybciutko wracam do wydarzeń sportowych, bo kto nie oglądał skoków na żywo po Wielką Krokwią nigdy nie poczuje magii tego widowiska. Oglądanie tego spektaklu w telewizorze to jak całowanie się z piękną kobietą przez szybę.
Piątkowe kwalifikacje potwierdziły wysoką formę naszych reprezentantów. Bardzo młodzi, ci z niższych kadr mięli proste zadanie – uzyskać kwalifikację do zawodów. I to zadanie wykonali. Kadra A po raz kolejny miała pokazać MOC. I chyba poza Piotrkiem Żyłą było dobrze. Kwalifikacje wygrał w wielkim stylu Kamil Stoch.
Sobota to konkurs drużynowy. Nasi jeszcze nie posmakowali drużynowego zwycięstwa w Zakopanem i czas było to zmienić. W naszym składzie zmiana – za Piotrka Żyłę wskoczył do ekipy Maciej Kot. On w naszej drużynie skakał jako pierwszy. I choć skoczył genialnie – 133 metry, to jedyny raz tego wieczoru w konkursie prowadzili jednak Norwegowie. Prowadzenie dla naszych wywalczył zadziwiający wszystkich Stefan Hula.
Jak się później okaże najlepszy polski skoczek tego weekendu na Wielkiej Krokwi
Hula skoczył 136 metrów. Wtedy wszystkie sektory kibiców (Mars, Wenus, Słońce, Księżyc, VIP i Lotos) były chyba pewne, że zwycięstwo mamy w garści. I tak też się stało. Ostatnim skokiem “dobił” wszystkich Kamil. Skokiem na 141,5 metra oprócz przypieczętowania zwycięstwa naszej drużyny ustanowił nowy rekord skoczni. Odebrał go Simonowi Ammannowi, który wynosił przed modernizacją skoczni 140,5 metra. A jak już przy rekordach jesteśmy, fachowcy twierdzą, że teraz można tu skakać nawet 150 metrów. Potwierdzam (choć za aż takiego fachowca się nie uważam), że można. Nawet dalej. Płasko robi się dopiero pod 160 metrem.
I wieczór był piękny, radosny
Wieczór ten trwał długo. Było pewne, że na konkurs indywidualny pójdziemy niewyspani.I tak też się stało. Ale nie tylko z powodu świętowania sukcesu naszej reprezentacji skoczków. W napięciu śledziliśmy akcję ratowniczą pod szczytem Nanga Parbat. Były to długie godziny oczekiwań, czy polscy herosi gór dotrą do wyczerpanych himalaistów. I już późną nocą okazało się, że sukces jest i tutaj. Jednak nie pełny. W górach został na zawsze polski himalaista Tomek Mackiewicz. Cieszyć się, czy smucić?
Jakby nie patrzeć, w niedzielę wstawało się nam ciężko. Ale świadomość wyników z kwalifikacji i wczorajszego konkursu podpowiadała, że niedziela znów będzie dla nas.
Już idąc na skocznię patrzyliśmy sobie w oczy i rozumieliśmy się bez słów. Wiało i to mocno. Podają jednak prorocze żarty – no to poHULAmy sobie dzisiaj, razem ze Stefanem. Tutaj dodać trzeba, iż przeliczając wyniki drużynowe na osiągnięcia poszczególnych skoczków, to sobotni konkurs wygrałby Kamil Stoch. A trzeci byłby… STEFAN HULA.
Inne wskazania na ten dzień nie wchodziły w rachubę. Moc Kamila jest tak silna jak wiatr na Podhalu tego dnia, a “czarnym koniem zawodów” niech będzie Stefanek (to go nazywa Adam Małysz).
No to Polacy – HULAĆ!
Od początku konkursu nasi bez błysku. Jakby pierwszy raz w życiu skakali w złych warunkach. W I serii z warunkami poradził sobie wracający do dobrej dyspozycji Maciek Kot. Poza nim Dawid Kubacki i kto? HULA! A gdzie Stoch? No właśnie. Po I serii na trybunach!
Co się stało, nikt nie wie. Na telebimie widać było, że Kamil znów popełnił swój błąd, z którym walczy w ostatnim czasie. Ale 108,5 metra?
I tu już na spokojnie po raz kolejny można ocenić, jak działa system pomiaru wiatru. Kamil skakał w warunkach koszmarnych. Staliśmy na tyle blisko skoczni, że powiewające chorągiewki widzieliśmy na całej długości skoczni. I co widzieliśmy? Na buli koszmarny wiatr w plecy. W połowie zeskoku cisza. A na samym dole pod narty. Uśrednione wskaźniki wiatru Stocha? Proszę. 0,31. Co to znaczy? że wiało mu pod narty! Tym samym odjęto mu 3,3 punktu. Dla mnie to skandal z jednego prostego powodu. Kto choć trochę zna się na skokach wie, że jeżeli po wyjściu z progu jest wiatr z tyłu i dociska skoczka do ziemi to jeszcze się taki nie urodził, który by sobie poradził w takiej sytuacji.
Pech i rozgoryczenie i 38 miejsce Stocha
Ale efekt po I serii był taki (na osłodę), że prowadził Stefan Hula. Osobiście uważam, zawody dla bezpieczeństwa powinny się zakończyć po I serii. Takie głosy były wśród kibiców. Wśród komentatorów również, gdyż obejrzałem dokładnie zawody w powtórce na Eurosporcie. Stało się jednak inaczej. Skaczemy! Paradoksalnie dało się odczuć, że po przerwie chyba wiatr jednak zdecydowanie się uspokoił w Zakopanem.
W konsekwencji nadal oglądaliśmy jednak loterię. Jeden skoczek skakał w okolicach punktu K, aby inny za moment huknął 135 – 140 metrów. Wszyscy kibice czekali oczywiście na skok Huli. W między czasie z naszej ekipy w II serii dobrze skakali jedynie Kot i Kubacki. Pod koniec trzeciej dziesiątki Żyła.
Pierwszy punkt w Pucharze Świata w swojej karierze zdobył Tomek Pilch
No i mamy Stefana na belce. Leci i… wylądował. 129,5 metra. Zdajemy sobie sprawę, że zwycięstwa nie będzie. Noty. Niby dobre. Całość w konsekwencji to 4 miejsce. Brakło 0,3 punktu do podium! I gdyby polski sędzia Andrzej Galica nie był taki surowy i w miejsce 18,0 dał 18,5 punktu stadion by oszalał. I Stefan też. Niestety, tak się nie stało. I choć i tak to najlepszy wynik Huli w karierze, to niedosyt jest duży, bardzo duży. I jak tu ocenić taki konkurs?
Sport uczy pokory – napisał nasz przyjaciel, Marcin Hetnał w swoim artykule z cyklu Okiem Samozwańczego Autorytetu na portalu skijumping.pl. Marcin, (bo się znamy), masz rację, ale od pokory do rozsądku nie jest daleka droga. Wspólnie się zgadzamy, że przeliczniki za wiatr to miał być pomysł na wyrównywanie szans a nie na jeszcze większe loteryjne wyniki zawodów.
Pokornie to jedynie zachował się Kamil. Wziął wszystko na swoją klatę, bo sam jest świadomy błędu na progu. A jestem pewien, że postąpił tak, bo to ambitny profesjonalista, który właśnie pokorę w sobie ma. Stefan zareagował podobnie. Ucieszył się z tego czwartego miejsca. Ale jak obejrzy sobie jeszcze raz ten konkurs zobaczy, jak i jego dopadły wspaniałe wiatrowe przeliczniki.
Wychodzimy ze skoczni. W Zakopanem przestało nagle wiać. Na usta ciska się podobne, ale niecenzuralne słowo. Cóż, dobrze poHULAliśmy sobie w Zakopanem w sobotę. A w niedzielę HULAŁ już tylko wiatr.
No tak, kibic też pokory uczyć się musi
Teraz stacja Willingen. Ostatni etap przed Igrzyskami. Już wiemy, że bez Austrii i Japonii. Ale to chyba nie oni są kandydatami do medali. O przepraszam, bo się zapomniałem. Gdzie moja pokora?