Mistrzostwa, mistrzostwa, i już po mistrzostwach! Miały być wyjątkowe. Czy takie były? Trudne pytanie. To zależy z jakiej strony na to spojrzeć. Jeśli chodzi o ilość kibiców na trybunach czy atmosferę – to były wyjątkowe. Mogę coś o tym powiedzieć, gdyż miałem szczęście tam być i zobaczyć to na żywo. Odczucia moich kompanów z Fan Clubu, którzy także byli w Oslo są podobne. Rozmach imprezy był szykowany pod sportowców norweskich, którzy te mistrzostwa zdominowali. Nie będę się rozpisywał na ten temat, ale zdominowali je norwescy nie zawsze zdrowi sportowcy.
Ale my tu o skokach.
Nie powiem – to, że są to ostatnie Mistrzostwa Świata w karierze Adama wiedzieliśmy już wcześniej. Wszyscy starali się o tym głośno nie mówić, lecz byliśmy ciekawi jak Adam zaprezentuje się na Holmenkollen. I zaczęło się genialnie! Na początek skocznia normalna i Małysz zdobywa swój pierwszy w kolekcji brązowy medal MŚ! Skakał bardzo dobrze. Nie do pokonania byli tylko Austriacy. Złoto zgarnął Thomas Morgenstern, który już na treningach pokazywał, że chyba nikt mu nie zagrozi. Srebro wywalczył Andreas Kofler. Różnice w odległościach były na tyle czytelne, iż nie można powiedzieć, że ktoś tego dnia miał szczęście. Za plecami Adama uplasowali się Ammann, Hilde i Kamil Stoch. Do wyższej lokaty Kamilowi nie zabrakło wiele. Ale i tak z występu Stoch był zadowolony. To szóste miejsce pozwoliło mu uczestniczyć w pięknej ceremonii rozdania medali najlepszym na placu uniwersyteckim w centrum Oslo.
Piotr Żyła zajął miejsce dziewiętnaste. Presji nie wytrzymał Tomek Byrt. Skokiem na odległość 80,5 metra zajął ostatnie pięćdziesiąte miejsce. Niespodzianką konkursu było miejsce Mistrza Świata z Liberca – Wolfganga Loitzla. Sympatyczny Wolfi nie awansował do II serii. Zajął ostatecznie trzydzieste siódme miejsce. Po skokach Polaków w konkursie indywidualnym zaraz pojawiły się apetyty medalowe na konkurs drużynowy. Na początek zmiana w polskiej ekipie. Tomka Byrta zastąpił Stefan Hula. Wszystko szło bardzo dobrze. Dalekie skoki na odległość ponad stu metrów oddali Małysz i Stoch. Jeden skok Piotrka Żyły nie przekroczył tej bariery i skończyło się na 98 metrach. Zawiódł (nie boję się powiedzieć – jak zwykle) Hula. Jego odległości 97,5 i 93 metry pozwoliły jedynie na znienawidzone przez sportowców czwarte miejsce. Oczywiście wygrali Austriacy. Oni nie mieli „słabego punktu”. Wszyscy skakali równo i daleko poza punkt stu metrów. Miejsce drugie zajęli Norwegowie. Brąz dla rewelacyjnie skaczących tego dnia Niemców. Pomimo upadku w ostatnim skoku Freunda obronili się przed atakiem Polaków.
Jak powiedział po konkursie nasz Prezes Tajner – zajęliśmy nasze miejsce odpowiednie do siły, jaką dysponują polscy skoczkowie. I co tu więcej dodać? Chyba Pan Prezes ma rację, chociaż do szczęścia znowu zabrakło niewiele bo około piętnaście punktów.
Z dobrymi nastrojami nasz Fan Club ruszał do Norwegii lotem z Katowic na podbój nowej skoczni na Holmenkollen. Czego bym tu nie napisał nie jestem w stanie jej opisać. Po prostu – jest piękna! A dlaczego jest piękna? Bo budowali ją fachowcy z … Polski 🙂
Tak naprawdę jej oblicze zobaczyliśmy dopiero podczas konkursu drużynowego, kiedy świeciło piękne słońce. Przez pierwsze dwa dni naszego pobytu w Oslo trudno było cokolwiek zobaczyć. Na Holmenkollen królowała mgła. Nas przywitała już na lotnisku pod Oslo. Do dziś się zastanawiamy, jakim cudem pilot zdołał tam wylądować (a zrobił to za trzecim razem).
Nie do końca wiedzieliśmy gdzie się udajemy, bo naprawdę idąc na indywidualny konkurs na dużej skoczni nic nie było widać. Szedł po prostu tłum ludzi. Podczas I serii skoczka można było zobaczyć dopiero po wylądowaniu. Ale atmosfera była świetna. Nie było już tak do końca wspaniale po skokach naszych chłopaków. Adam pierwszy skok zepsuł. Skoczył 126 metrów i zajmował dopiero trzynaste miejsce. Znacznie lepiej spisał się w tych trudnych warunkach Stoch. Kamil skoczył 131 metrów i choć zajmował dopiero szóste miejsce to do Bardala zajmującego po I serii trzecie miejsce tracił zaledwie 0,9 pkt! Żyła zajmował dwudzieste piąte miejsce. Hula poza trzydziestką. Pierwsza trójka I serii to Morgenstern, Jacobsen i Bardal. Norwescy kibice byli przeszczęśliwi.
Podczas II serii można było w końcu zobaczyć skocznię w całej okazałości. Mgła zeszła ze wzgórza na Oslo. Widok tego zjawiska jest nie do opisania. Pierwszy z naszych skakał Piotr Żyła i skokiem na 124,5 metra ostatecznie zajął dobre dwudzieste pierwsze miejsce. Dalej bo 130,5 metra osiągnął Adam Małysz. Tego dnia te dwa oddane skoki pozwoliły na miejsce jedenaste. Wiedzieliśmy, że pozostał nam już tylko Kamil, który wyjeżdżając na mistrzostwa otwarcie mówił, iż marzy o medalu. Niestety, złe wybicie i „wyżyłowana” odległość na 124,5 metra zakończyła się upadkiem przed „zieloną linią”. Kamil Stoch zajął tym samym dopiero dziewiętnaste miejsce.
Podium z ósmego miejsca po I serii zaatakował Simon Ammann. Drugim skokiem na odległość 134,5 metra wywalczył brąz. Taką samą odległość uzyskał w II serii Schlierenzauer. Po nim skakał już tylko prowadzący Morgenstern. Skoczył 131 metrów. Właściwie już odebrał gratulacje od Gregora a tu pojawiły się ostateczne wyniki. I co się okazało? Mistrzem Świata na Holmenkollen o zaledwie 0,3 punktu został Schlierenzauer! Zdziwienie Thomasa i zaskoczenie Gregora – bezcenne 🙂
Znowu dwóch Austriaków na pudle. Adama z najniższego stopnia podium na normalnej skoczni tym razem zepchnął Ammann. I oto stało się to, co wszyscy chcielibyśmy jeszcze daleko odsunąć w czasie. <strong>ADAM MAŁYSZ POINFORMOWAŁ CAŁY ŚWIAT, ŻE PO TYM SEZONIE KOŃCZY KARIERĘ!</strong> Tak naprawdę Adam planował oznajmić swoją decyzję po konkursie drużynowym w sobotę, ale chyba niepowodzenie tego dnia spowodowało, że chciał to już mieć za sobą. I tu pojawiły się pierwsze komentarze – jak to teraz będzie? Reakcja zawodników była natychmiastowa. Zwycięzcy konkursu oraz inni jak np. Ahonen bardzo żałowali, że nie będą już mogli rywalizować z sympatycznym, zrównoważonym, koleżeńskim i dowcipnym Adamem Małyszem. Wszyscy o naszym Orle z Wisły mówili – pełen profesjonalizm.
Smutne wiadomości oraz nieudany konkurs indywidualny – trochę za dużo jak na jeden dzień. Ale mieliśmy jeszcze jedną szansę – konkurs drużynowy. Te zawody już jak wcześniej wspominałem odbywały się przy słonecznej pogodzie. Był jednak jeden mankament – bardzo silny wiatr. My jednak mogliśmy już w pełni podziwiać całą górę Holmenkollen. Widok piękny i na obiekty MŚ i na miasto Oslo w dole. To długo zostanie w pamięci. Na początek przez porywy wiatru odwołano serię próbną. Tak naprawdę nie wierzyliśmy, że w ogóle konkurs się odbędzie. A jednak udało się. Podmuchy nie były już takie silne i zaczęło się skakanie. Konkurs zaczął się dla nas fatalnie. Kamil Stoch skoczył tylko 113,5 metra i już było wiadomo, że o medal będzie ciężko. Kolejny skok to Piotr Żyła. Odżyły nadzieje po skoku na 127 metr. Potem Hula i taka sama odległość jak Stoch – 113,5 metra. Świetnie skoczył jedynie Adam. Jego wynik to 135, 5 metra.
A co robili inni? Skakali w kratkę. Jak zwykle po I serii prowadzili Austriacy, choć prowadzenie w konkursie objęli dopiero po czterech skokach. Rewelacyjnie tego dnia skakał Morgenstern (140,5m) oraz Kofler, który skokiem na odległość 141 metrów ustanowił nowy rekord skoczni. Nie popisał się Schlierenzauer. Skoczył tylko 125,5 metra. Kompletnie zawalił Koch bo udało mu się uzyskać jedynie 118,5 metra. Dość równo skakali Norwegowie, choć nie udało się żadnemu z nich przekroczyć bariery 130 metrów. To po I serii dawało miejsce drugie. Miejsce trzecie po I serii to niespodzianka – Słowenia. To miejsce Słoweńcy zawdzięczają Kranjcowi. Jego 136 metrów pozwoliło na tak wysokie miejsce. Dalej Niemcy, najwięksi pechowcy, gdyż po trzech skokach zajmowali miejsce pierwsze. Swój skok zawalił Uhrmann. Skoczył tylko 110 metrów.
Wymienione wyżej odległości naszych reprezentantów pozwalały na półmetku rywalizacji na miejsce piąte. Za nami Japonia, Finlandia i Czechy. Nie przypadkiem w takiej oto kolejności opisuję wyczyny poszczególnych drużyn, gdyż I seria tego dnia okazała się jedyną. Jury zawodów postanowiło zawody przerwać. Choć na stadionie zapanował jeden gwizd kibiców, chyba nikogo to nie wzruszyło. Nie podlega dyskusji fakt, iż I seria była trochę loteryjna. Można było jednak dokończyć zawody bo wiatr powoli ustawał. Na decyzję wściekli byli przede wszystkim Niemcy i Polacy. Szczęście mieli przede wszystkim Słoweńcy. Za złoto zaś Austriacy powinni podziękować… Uhrmannowi i jurorom.
I tak skończyły się dla nas te mistrzostwa. Trudno je ocenić. Z punktu widzenia nas kibiców na pewno liczyliśmy na dużo więcej, ale czy były to uzasadnione oczekiwania? Z wyniku na normalnej skoczni na pewno zadowolony jest sam Adam. Pokazał, że potrafi walczyć z dużo młodszymi zawodnikami. My obejrzeliśmy jeszcze tego dnia na żywo dekorację medalową w centrum Oslo. Medal brązowy za bieg na 30 km odbierała Justyna Kowalczyk będąc w towarzystwie norweskich biegaczek.
Podczas całej powrotnej podróży zastanawialiśmy się, jak to teraz będzie bez Adama. Wracaliśmy z miejsca, gdzie jest okrzyknięty królem (nawiasem mówiąc całe Oslo jest „zaklejone” reklamą Małysza i Romoerena), gdzie kończył karierę jego idol Jens Weissflog kiedy to on po raz pierwszy wygrywał zawody PŚ. Po prostu – historia zatoczyła koło. Koniec kariery został ogłoszony tam, gdzie się tak naprawdę rozpoczęła.
A my? A my dziękujemy opatrzności, że zdążyliśmy zamówić bilety na benefis Adama Małysza na Wielkiej Krokwi w Zakopanem przed wylotem do Oslo. Chyba nawet w momentach największych sukcesów Adama tak szybko nie rozeszły się bilety na skoki w Zakopanem jak na tą imprezę pożegnalną. Ale wcześniej jeszcze Lahti i Planica. Oczywiście do Planicy jedziemy! Może tam na koniec ostatniego sezonu Adama przeżyjemy radosne chwile? Wszak walczy przecież o miejsce na podium w generalnej klasyfikacji PŚ! Byłby to dla niego wspaniały prezent!