Między ustami a brzegiem Pucharu Świata – odcinek 25
Występują: Powiew.
W poprzednim odcinku powiało nadzieją, oj powiało. Ale tylko powiało i to w takiej samej skali w jakiej charakteryzuje się ów powiew. Zamiast huraganu, monsuna czy takiego górskiego porządnego halniaka pojawił się i szybko zniknął powiew, który swoją siłą ledwo co powoduje zmarszczki na wodzie, na morzu kilku milimetrowe fale a dym z kominów nawet przy nim drgnie. Szybko stopniały nadzieje na nowe, lepsze jutro. Powód? Kryzys. A historia już opisuje takie fakty czy przypadki. Znamy przecież doskonałe takie terminy jak Kryzys czy Ramzes. Niestety Ramzes umarł a Kryzys pozostał.
Liczymy jednak, że prezes Apelariusz wykorzystując swoje znakomite umiejętności twórcze porównywalne do tych jakimi dysponuje nadczłowiek, aktualny prezes kopaczy polskiej piłki, dokona cudu. A pierwsza fundamentalna zasada skutecznego biznesu jaką przedstawia moja osobista znajoma z Koryntu (przypomnę: Aby wyjąć trzeba włożyć), rozpocznie etap nowej polityki gwałtownego wzrostu powodzenia i sukcesu.
Tere fere. Z pustego nawet Salomon nie naleje.
– A wydawałoby się, że ten nowy plan i reorganizacja pracy Związku będzie początkiem tłustych czasów – oznajmiła niemalże lirycznie Sabinka.
– Ja to akurat w takie cuda nie wierzę – odpowiedziała szybko Halinka, przypominając Sabince o prawdopodobieństwie trafienia szóstki w totka.
Zatem Panie Prezesie, życzymy szybkiego uruchomienia programu naprawczego Związku, zrzucenia nadwagi i udanych zakupów w sklepie nie dla idiotów. I zdrowia! Choć musimy pamiętać, że ostatnio jest ono coraz mniej refundowane.
A już wkrótce: Siała baba mak, nie wiedziała jak…