Puchar Świata 28 i 29.01.2017 – Willingen NIEMCY
To zdanie wypowiedział nasz Mistrz Słowa i Wypowiedzi, inteligentny człowiek (i tu bez ironii) – Piotr Żyła. Ten to ma wiele umiejętności, oczywiście oprócz skakania. No i szybka riposta. miało to miejsce w Willingen. Po bardzo udanym konkursie drużynowym do naszej reprezentacji podszedł Pan redaktor z ogólnie jedynie słusznej telewizji. Zadawał pytania idealne dla Piotrka. No bo jedynie on (bo innym już dawno ręce opadły – i to nie z powodu ciężaru nart i plecaków) mógł z tym Panem porozmawiać na jego poziomie.
„Panowie (zwrócił się do naszych bohaterów), czy Wasza forma jest taka zmienna? Bo jak wytłumaczyć fakt, iż wczoraj na treningach i w serii próbnej skakaliście tak sobie, a w konkursie taka metamorfoza”? Jak zapytał taką też odpowiedź dostał. Naprawdę chylę czoła przed Piotrkiem – pełen profesjonalizm.
Mnie się nasuwa inna odpowiedź: Cud!
Doceniam fakt, iż w takiej wyjątkowej chwili zwycięstwa pasmo reklamowe przegrywa z dekoracją i z Mazurkiem Dąbrowskiego, ale na litość Boską niech nasza telewizja nie wysyła na takie okazje praktykantów. Wysłać ich nie wiem, na Kontynentalny najpierw…
Co się nie udało w Zakopanem udało się w Willingen. Nie mogą mieć o nic pretensje Niemcy. Oni u nas to my u nich. Chyba że chcą wyciągać konsekwencje to proponuję zacząć od Freitaga. Nasi skoczkowie zagrali jak w pokerze. Najpierw trochę blefu, inni się przestraszyli a na koniec kareta! Niemcy odwrotnie. Już prawie mięli pokera a tu nawet jednej pary (dosłownie) nie mogli uzbierać. Może to i dziwne porównanie, ale tak to wyglądało. No bo jak inaczej opisać fakt, iż mając przewagę około 30 punktów tracą ją w jednym skoku. Potem nadal blamaż. Polacy skaczą tyle co trzeba, aby wygrać. A na sam koniec „dobitka” od wiecznych rywali Austriaków. I dziwić się, że niemiecki kibic tego nie wytrzymał i wyszedł ze skoczni zaraz po ósmym skoku swojego reprezentanta.
A organizatorów można pochwalić. Podkład muzyczny do Mazurka posiadali swój, a nie pożyczony z Bischofshofen.
Co się zaś tyczy konkursu indywidualnego to odczucia mam słodko – kwaśne jak chińskie danie. Nasze orły skakały świetnie. Odstawał Stefan Hula (na minus) i dzięki temu mniejszy problem ma nasz trener kogo zabrać do Lahti.
Martwi mnie Maciek
Coś robi źle, trochę na progu, trochę w powietrzu. Efekt? Krótkie i nierówne skoki. I tutaj zupełnie mi nie pasuje tytułowe stwierdzenie, bo te skoki tak, są krótkie ale też są złe. Do reszty zastrzeżeń brak. Pozycję tego „czwartego” zagwarantował sobie chyba Dawid. Piotrek zrobił swoje. A Kamil? Tu się nie wypowiadam. Choć warunki miał takie sobie szału nie było. I broń Boże nie mam do niego żadnych pretensji. Tylko, że niektórym zamarzyło się śrubowanie wyników. Tym razem chodzi o wyrównanie wyniku Adama Małysza – pięć zwycięstw z rzędu w Pucharze Świata. Nie udało się, są cztery. I gdyby nie fakt, że czterech Austriaków było bardzo wysoko w pierwszej dziesiątce zawodów niczego bym się nie czepiał. Swoimi wynikami sporo odrobili do nas w Pucharze Narodów. No i wyprzedzili Niemców. Trudne chwile przeżywał niemiecki kibic. Polski kibic w takich chwilach poszedłby „na jednego”. A co w takich momentach robi sąsiad zza Odry? Na właśnie – ja nie wiem.
Pomijając ostatnią kwestię związaną z punktacją w Pucharze Narodów weekend uważam za udany, Mazurek odśpiewany, występ skomentowany a redaktor TVP skrytykowany – to znaczył do wymiany.
Za parę dni Obersdorf
Mamut. Obudzą się Słoweńcy. Zobaczycie.
I tu rym mi się skończył. A jak znowu Niemcom coś nie wyjdzie? To by już było za dużo. Może Wellinger (nie mylić z Willingen) będzie jak Brave Heart i znów ich uratuje? Mówię wam – czas na Słoweńców. Dajmy innym trochę radości. Przecież to u nich odbierzemy Kryształową Kulę!