Nie warto wątpić. Po nocy zawsze przychodzi dzień. Słońce zachodzi po to, aby wzejść następnego dnia. Zima mija i ustępuje wiośnie. Kończy się jeden sportowy sezon, aby nowy mógł przynieść kolejne emocje i niespodzianki. Ale dzisiaj jesteśmy świadkami czegoś niespodziewanego. COVID-19.
Jeśli to błahe rzeczy to radzimy sobie w takich sytuacjach bez problemu. Z tymi poważniejszymi radzimy sobie różnie. A są jeszcze takie, na które wpływu nie mamy. Psują nam tylko nasze plany. Często jest nam z tym źle i pogodzić się z tym łatwo nie jest.
COVID-19
Namieszał strasznie. I odpuścić nie zamierza. Zepsuł nam coś, na co czekaliśmy. Nie pozwolił dokończyć sezonu w skokach. Przerwał Raw Air a Mistrzostwa Świata w Lotach całkowicie musiały zostać odwołane.
Jeśli ktoś wątpił, że COVID-19 namieszał nam na tyle w głowach, że podsumowanie sezonu wisi na włosku to spieszę donieść, że aż taki straszny to on nie jest. O wydarzeniach minionego sezonu pisali już wszyscy. Teraz czas na November.
Ciekawy sezon
Zanim COVID-19 sparaliżował cały świat mogliśmy się cieszyć ciekawym sezonem w skokach narciarskich. Z perspektywy czasu ktoś, kto lubi ryzyko i ma pieniądze mógł je znacznie pomnożyć. Warunek tylko jeden – dobrze obstawić kilku zwycięzców zawodów i turniejów. Przecież to takie proste.
Sezon po raz kolejny rozpoczął się w naszym kraju na skoczni im. Adama Małysza w Wiśle. Aura była zdecydowanie nie zimowa. Tak było wtedy we wszystkich miejscach, gdzie miały być organizowane kolejne zawody Pucharu Świata. Nie wróżyło to nic dobrego. Jak się później okazało, sezon stał pod znakiem walki z naturą. Brak śniegu to jeden z głównych kłopotów uprawiania tego sportu. Już na początku sezonu ta natura próbowała wyeliminować nam na dłużej Piotrka Żyłę ze skakania. Upadek przy lądowaniu w konkursie wiślańskim wyglądał nieciekawie. Skończyło się jedynie na zadrapaniach na twarzy i wściekłą miną naszego skoczka.
Start na piątkę z plusem
Sportowo nasi zawodnicy dobrze rozpoczęli sezon. Trzecie miejsce naszej drużyny, w składzie której znalazło się miejsce dla Olka Zniszczoła i Kamila Stocha w konkursie indywidualnym dobrze rokowało na dalszą część sezonu.
W kolejnych tygodniach kłopoty się powtarzały. Aura nadal daleka do zimy. W połączeniu z wiatrem ta para stała się regularną zmorą naszej ukochanej dyscypliny. Do tego trzeba dodać wiele kontrowersyjnych decyzji sędziów. Symbolem tych błędów na zawsze pozostanie „I co Panie Borku?” wypowiedziane przez Kamila Stocha.
Stały harmonogram
Po Wiśle harmonogram zawodów prawie w całości znany nam z lat poprzednich. Ruka, Niżny Tagił, Klingenthal i Engelberg to były przystanki Pucharu Świata przed świętami Bożego Narodzenia. Pierwszym zawodnikiem, który ubrał na jakiś czas żółty plastron przodownika był Daniel Andre Tande. Po piętach deptali mu Kraft, Geiger oraz zaskakująco dobrzy Aschenwald i Lanisek. Z dobrej strony pokazywał się ten, którego nazwisko wymienialiśmy przez wszystkie przypadki w poprzednim sezonie czyli Ryoyu Kobayashi. Ocena tej części Pucharu Świata dawała podstawy do stwierdzenia, że tego sezonu chyba nikt do końca nie zdominuje tak, jak to zrobił rok temu ten sympatyczny samuraj.
Polscy skoczkowie pokazywali się z dobrej strony. Nowy trener Michał Doleżal mógł być zadowolony. My również. Oprócz sukcesów z Wisły nasi dołożyli zwycięstwo drużynowe w Klingenthal oraz solowe Kamila Stocha w Engelbergu. Czas świąteczny miał dać trochę odpoczynku przed Turniejem Czterech Skoczni.
Prawdziwy czarny koń TCS
No i obstawialiśmy, kto go wygra. Na papierze fifty – fifty wygrywał Kraft lub Geiger. Miał się wmieszać Kobayashi. No a serce jeszcze podpowiadało Stoch. I jak to zazwyczaj bywa w tym Turnieju, to obstawianie również kończyło się fiaskiem.
Jeszcze o Oberstdorfie było planowo. Wygrał Kobayashi. Za nim faworyt Geiger. Za plecami faworytów nasz Dawid Kubacki. Już na początku Turnieju swoje szanse na sukces zaprzepaścił Stoch. Jeszcze Piotrek Żyła dawał nadzieję na dobry start, bo na Schattenbergschanze był piąty. W noworocznym konkursie do pretendentów w walce o Złotego Orła dołączył Marius Lindvik. Odniósł tam swoje pierwsze zwycięstwo w karierze. Na miejscu trzecim znowu był Kubacki. W Innsbrucku znowu zwyciężył Lindvik. Ale tuż na nim był Kubacki, który objął prowadzenie w Turnieju. Gdzie faworyci się biją, tam zwycięża ten trzeci. Bardzo dobrze skaczący Dawid jechał do Bischofshofen jako faworyt. Wszyscy się dziwiliśmy, jaka świąteczna potrawa tak dobrze podziałała na Kubackiego. Oczywiście wszystko wyjaśnił złoto ustny Piotrek. „To gąsior” – oznajmił. Mnie się te święta raczej z karpiem kojarzą, ale może trendy się trochę zmieniły. Pan Żyła nam to szybko wyoślił, że to o wzorzec lotu chodzi. Wyciągnięta szyja na maksa i ot cała recepta na sukces.
Wielki sukces Dawida Kubackiego
Co miał Dawid zrobić to zrobił. W Bischofshofen wygrał zawody zarazem zgarniając wcześniejszym faworytom Złotego Orła z przed nosa. Polskim kibicom Mazurka Dąbrowskiego organizatorzy musieli tego dnia puścić dwa razy. Dzięki Bogu, tym razem postarali się o dobre taśmy z poprawną linią melodyczną.
No i zaczęła się era Kubackiego. Gąsior działał i Dawid nie zamierzał schodzić z podium następnych konkursów. Po drodze dwa jeszcze wygrał. Oba w Titisee-Neustadt. Passa ta skończyła się dopiero na liczbie 10 i miała miejsce w Sapporo. 10 podium z rzędu! Tym wyczynem Kubacki przebił nawet samego Adama Małysza.
Ukochane Zakopane
W między czasie było nasze kochane Zakopane. Pierwszego dnia weekendu konkurs drużynowy wygrali Niemcy. Nasi skoczkowie skakali beznadziejnie i osiągnęli piąte miejsce. Podziałało to na nich chyba mobilizująco, gdyż kolejnego dnia niespodziankę zrobił nam i chyba również samemu sobie trochę sfrustrowany swoim poziomem skakania Kamil Stoch, który konkurs indywidualny wygrał. Trzeci był Dawid Kubacki. Polaków przedzielił Stefan Kraft.
Pierwsze loty
Przyszedł czas na pierwsze skoki na mamuciej skoczni. Jak się później okazało, to był jedyny weekend na tego typu skoczni w całym sezonie. I tutaj swoje cudowne „pięć minut” dostał od losu Piotrek Żyła. Wygrał w świetnym stylu jeden z dwóch konkursów. Skakał jak natchniony. Ciekawostką jest fakt, iż najlepszy tego dnia skok Piotrek oddał podobno w serii próbnej. Przynajmniej tak twierdził sam Żyła. Przed kamerą zapytany o jakość skoków w konkursie stwierdził, że te w zawodach to sporo błędów miały. To czemu zatem wygrał?
„Bo inni knocili je jeszcze bardziej”
Nic dodać, nic ująć. Do sympatycznych kontrowersyjnych wypowiedzi naszego Piotrusia Pana zdążyliśmy się już przez lata przyzwyczaić.
A RAW AIR tuż tuż…
Powoli czekaliśmy na nordycki cykl Raw Air. Ale wcześniej odwiedziliśmy pierwszy raz w historii przystanek Rasnov w Rumunii. Nie wiem co zrobili i jak przekonali FIS rumuńscy organizatorzy, ale zawitał i tam Puchar Świata. Trochę to wszystko słabo tam wyglądało. Potem mieliśmy tylko Lahti i już tylko do zaliczenia pozostała mordercza wycieczka po Norwegii.
Zamiast typowania, kto ten cykl wygra zaczęliśmy się raczej zastanawiać, czy aura pozwoli Norwegom na sprawne rozgrywanie zawodów. W Oslo zaczęły się także inne poważniejsze problemy. Zaczęło się skakanie bez kibiców, bo do Europy zawitał nieproszony COVID-19. Raw Air przerwano w kiepskim stylu w Trondheim. Nie zrobił tego FIS tylko norweski rząd właśnie z powodu COVID-19. Tam gdzie to było wcześniej możliwe i skakanie się odbyło swoje umiejętności pokazał Stoch. Kamil w dobrym stylu wygrał ostatni tego sezonu konkurs w Lillehammer. Efekt był taki, że Stoch został zwycięzcą przerwanego Turnieju Raw Air.
Z powodu COVID-19 odwołujemy wyjazd do Planicy
A w ostatni weekend marca, kiedy mieliśmy wszyscy być w Planicy cała zamknięta Europa przestała już wychodzić z domu.
Kryształową Kulę wywalczył drugi raz Stefan Kraft. Był najrówniej skaczącym zawodnikiem w całym sezonie. Mały dołek zaliczył podczas Turnieju Czterech Skoczni, ale nawet wtedy wypadanie poza pierwszą dziesiątkę mu się nie zdarzało. Długo jednak musiał odpierać atak największego rywala, jakim był Karl Geiger. To właśnie Karl miał zaszczyt ponosić trochę plastron lidera Pucharu Świata, zanim na stałe odebrał mu go Stefan Kraft. Dobra dyspozycja Geigera zaczęła szwankować w połowie sezonu. A skrzętnie potrafił to wykorzystać jedynie Austriak. Mała Kryształowa Kula również powędrowała do rąk Stefana Krafta. Ekipa Niemiec, mając najszerszą kadrę ze wszystkich zdobyła Puchar Narodów. Miejscem trzecim cieszył się Ryoyu Kobayashi, który w ostatniej chwili wyprzedził w całej klasyfikacji Dawida Kubackiego.
Czy to był udany sezon w skokach narciarskich?
Banalnie sformułowane pytanie, czy sezon był udany zasługuje na pozytywną odpowiedź. Trafniejsze będzie jednak, jeśli zapytamy, czy był ciekawy. Na pewno nikt go tak nie zdominował, jak w poprzednich latach Kobayashi, Stoch czy Prevc.
Kraft wygrał „tylko” pięć konkursów w całym sezonie
Wymienieni wcześniej zawodnicy zdecydowanie bardziej zasłużyli na tytuł dominatorów, bo bardzo szybko, jak na przykład Kobayashi w połowie sezonu mieli już taką przewagę punktową, że później mogli sobie pozwolić na wpadki bez konsekwencji. Inni, jak Kamil Stoch robili to odwrotnie. Początek sezonu spokojnie, za to w końcówce sezonów ich skakanie powodowało ból głowy swoich konkurentów. Teraz było trochę inaczej. Wielu też skoczkom udało się choćby raz stanąć na podium zawodów pucharowych. Lanisek, Peier, Aschenwald, Hoerl, Schmid, Hayboeck, Leyhe czy Sato nie byli na ustach kibiców przed większą część sezonu a i tak udało im się zdobyć marzenie każdego sportowca czyli miejsce na podium. A zatem tym tłumaczę ciekawość tego sezonu.
Stefan Horngacher z kolejnym sukcesem
Czym Niemcy zasłużyli sobie na Puchar Narodów? Pewnie nie tym, że ich ekipę przejął Stefan Horngacher, który różdżką jak Harry Potter załatwił drużynie sukces. Pewnie też nie skokami ich lidera Karla Geigera. Mocą Niemców mówiąc piłkarskim żargonem jest długość ławki rezerwowej. Mają młodych, zdolnych skoczków, którzy szybko radzą sobie rzuceni na głęboką wodę Pucharu Świata. A pomyślcie sobie, że w ich kadrze, gdyby nie kontuzje brylowaliby zapewne jeszcze Wellinger czy Freund. Co więcej, nie pomógł im w tym sezonie, jeszcze nie tak dawno w wyśmienitej formie Richard Freitag. Są mocni i będą mocni, bez względu na to, kto będzie ich trenerem.
Przeciętni Norwegowie i Słoweńcy
Rozczarowani wynikami mogą być Norwegowie i Słoweńcy. Tym pierwszym twarz uratował Marius Lindvik, młody i zdolny wilczek, głodny sukcesów. Wygrał już dwa konkursy Pucharu Świata, oba w Turnieju Czterech Skoczni, który miał nawet szansę wygrać. Oprócz niego swoje chwile radości przeżywał Tande, który wracał do skakania po kontuzji. A gdzie reszta?
Słoweńcy podobnie. Dobrze zaczął sezon Lanisek, ale się później pogubił. Niebiesko włosy Zajc pokazał lwi pazurek, ale brak mu jeszcze doświadczenia. Końcówkę sezonu „odpalił” Peter Prevc, który do młodzieniaszków już nie należy. A i tak swoimi wynikami pokazał, że jest nadal najlepszym skoczkiem spod Triglava.
A co tam u nas słychać?
Rozpędziłem się z tą krytyką innych, a sam belki we własnym oku nie widzę. My mamy swoje problemy, które nazwałbym brakiem młodych zdolnych. Całkowitym brakiem. Na ten moment polskie skoki stoją Stochem, Kubackim i Żyłą. Za nimi jeszcze Wolny i… koniec. Dobrze, że ci wymienieni chcą jeszcze skakać i robią to w dobrym stylu.
Co będzie jednak za dwa, trzy, cztery lata?
Jak na razie jest marazm. Na Mistrzostwach Świata Juniorów takiej kompromitacji jak w tym roku dawno nie było. Jest kilka nazwisk jak Wąsek, Pilch czy Stękała. To jednak za mało. Bardzo za mało. Naszą kadrę w tym sezonie musimy zatem oceniać za wyniki „wielkiej trójki”. O braku czwartego do drużyny pisałem już wielokrotnie. Po prostu mamy trzech wybitnych i tyle. Dzięki nim jako nacja wygraliśmy najwięcej, bo siedem konkursów Pucharu Świata i wiele miejsc na podium. To zawodnicy numer cztery, pięć i jedenaście w końcowej klasyfikacji. Nie ma się czego czepiać? Dzisiaj nie, ale co będzie jutro?
Zmiana na stanowisku dyrektora PŚ
Jak będą wyglądały skoki narciarskie bez Waltera Hofera? Inaczej, to pewne. Ten człowiek wiele dobrego zrobił dla tej dyscypliny. Część życia poświęcił na ich zmianę i rozwój. Nie wszystkie jego decyzje nam się podobały. Jednak ogólny bilans to raczej duży plus. I za to poświęcenie jesteśmy mu wdzięczni. Godne podziękowanie zgotowaliśmy mu w Zakopanem, bo tam oficjalnie miało to miejsce. I jak czas pokazał z tym pomysłem polscy organizatorzy pod Tatrami mieli nosa. Co do innych członków jego ekipy tęsknił nie będę za Borkiem. Borkiem Sedlakiem. Trudno, takie moje prawo kibica. Miejsce Hofera zajmie Włoch Sandro Pertile. Będzie miał co robić. Kilka zmian regulaminowych czeka w zamrażarce, a są one konieczne.
Z poważniejszych problemów, z którymi Pertile będzie się musiał zmierzyć to rozwój skoków narciarskich. Kilka nacji sobie z tym radzi, ale już nowych entuzjastów nie widać. To drogi sport i nie wszystkich stać na szkolenie, budowanie skoczni i profesjonalne zarządzanie. Ochotę mieli Rumuni, Turcy, Ukraińcy nie mówiąc już o Amerykanach, Kanadyjczykach czy Włochach. Na razie tak trochę to wygląda na elitarne skakanie w bardzo wąskim gronie. Nieplanowanym problemem staje się również niestety COVID-19.
Powtarzając klasyka, truskawką na torcie miała być docelowa impreza sezonu czyli Mistrzostwa Świata w Lotach w Planicy. Przygotowywali się wszyscy, bo to miało być magiczne święto w magicznym dla nas miejscu. Ale COVID-19 miał inne plany. Tę imprezę i połowę Raw Air musiano odwołać. Trudno, poczekamy. Problem jednak z tym, że już ciasny kalendarz trudno będzie tak poukładać, aby co nieco odrobić. Tym zajmie się już zapewne nowa ekipa w FIS.
Nie tak miało to wyglądać
Nagrody rozdane. Sezon zakończony. W jego końcówce nic nie odbyło się jak zwykle. Triumfator Pucharu Świata odebrał swoje dwie Kryształowe Kule będąc już w domu. Krótka ceremonia odbyła się na skoczni w Bischofshofen. To i tak dobrze, że wręczenia tych nagród nie musiał dokonywać kurier, bo i takie zagrożenie było.
To, co działo się przez pięć miesięcy zimowego sezonu da się zakończyć, trochę naciąganym, ale jednak optymistycznym akcentem. I gdyby Pan Prezes PZN nie był tak uparty jak osioł, to mogliśmy już może zbierać pierwsze laury. Mam na myśli skoki narciarskie w wykonaniu naszych Pań. Brawo dla nich, bo radzą sobie coraz lepiej. Przeskoczyły kolejny etap w swoich karierach, czyli miejsca w dziesiątce zawodów Pucharu Świata. Cały ten wózek ciągnie na razie osamotniona Kinga Rajda i to ona najszybciej pnie się regularnie do góry. Może dołączą do niej koleżanki. Nie jest ich wiele. Asia Szwab, Ania Twardosz, Magda Pałasz czy Nikole Konderla to nasze nadzieje i gwiazdeczki w ciemnym tunelu polskich kobiecych skoków narciarskich. Trzeba być optymistą. Może jakiś chleb z tych talentów urośnie.
COVID-19 powodem irytujących zachowań
Miało być zakończenie optymistyczne, ale pisząc do Was przeglądam jeszcze internet i uśmiech z mojej twarzy zniknął. Chyba wszystko poszło skrajnie za daleko. Coraz częściej jesteśmy straszeni, że z domów wyjdziemy może na Boże Narodzenie. Tylko którego roku? Ironicznie sobie żartuję, ale właśnie przeczytałem, że niektórzy organizatorzy zawodów z uwagi na COVID-19 w następnym sezonie (również i nasi w Zakopanem) rozważają skakanie bez publiczności.
Tak myśląc, to ja bym już dzisiaj pozamykał nas i sportowców gdzieś pod ziemią a dobrą inspiracją do kolejnych rozwiązań mogłaby posłużyć kultowa polska „Seksmisja”. Do czego to doprowadzi? Do jednego na pewno – do absurdów. Wierzymy jednak, że wszystko się ułoży i jak zwykle będziemy Was zarażać novemberową energią. Bo #NovemberMaMoc.
Sport bez kibiców traci sens
Tylko w konfiguracji z ludźmi, którzy to mogą na żywo oglądać są pieniądze od sponsorów. Chyba, że się bardzo mylę i sto procent naszego życia przekierujemy na komputery, internet i telewizory. Tylko, że wtedy na pewno zagrożeniem dla nas nie będzie już COVID-19. Zacznie pożerać nas stres, nadwaga, konflikty. Tak po kawałku. Szybki zawał będzie wtedy wybawieniem. Opamiętajmy się, bo spotkamy się nie na Wielkiej Krokwi, czy pod Velikanką i Bergisel lecz na korytarzu zamkniętego oddziału psychiatrycznego, w domu bez klamek, ze światłem w podłodze…
A ja tam wierzę, że jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie. Już niedługo.