Zawsze jest coś co można zrobić lepiej!

To słowa Kamila Stocha tuż po odebraniu drugiej w karierze Kryształowej Kuli w Planicy. Tak mówi człowiek, który w tym sezonie zgarnął prawie wszystko. I gdyby nie krótkie zmęczenie po historycznym dla niego Turnieju Czterech Skoczni wywalczyłby również Małą Kryształową Kulę i gdyby rozsądek organizatorów i sędziów podczas olimpijskiego konkursu na skoczni normalnej w Pjongczangu zapewne przywiózłby dwa złote medale.

Uff…  I co, wtedy też byłoby co poprawiać?

Kamil w Planicy nic już nie musiał udowadniać. Na ostatni weekend w skokach jechał już jako najlepszy skoczek w Pucharze Świata i aby odebrać zasłużone trofeum. Ale swoją postawą na Velikance potwierdził po raz kolejny jak profesjonalnym jest sportowcem i jak traktuje swoją profesję.

Oba konkursy indywidualne wygrał Kamil Stoch

Pięknie również skakał w konkursie drużynowym. Razem ze skokami kolegów wystarczyło to jednak tylko na miejsce czwarte. Wykonana przed niego samego praca pozwoliła mu wygrać Turniej Planica Seven i odebrać czek na 20.000 franków szwajcarskich. Przy takiej dyspozycji jednego zawodnika zapewne rywalom nie skacze się komfortowo. A co by było, gdyby sezon jeszcze trwał? Aż boję się pomyśleć, bo nasz Terminator żałuje końca sezonu bo wie w jak doskonałej jest dyspozycji. Inni mogą zatem odsapnąć 😉

To był najlepszy sezon Kamila Stocha w całej swojej karierze

Niektórzy wytknęli mu fakt, iż jest najstarszym zdobywcą Kryształowej Kuli. Sam zawodnik odgryzł się stwierdzeniem, że patrząc na kolegów podczas wspólnych treningów różnicy tej nie dostrzega. To znaczy nie mniej nie więcej – nadal czuję się mocny i nadal będę mocny a motywacji też mi nie brakuje. Jednak w kolejnym sezonie Kamil łatwo miał nie będzie. Bo jak to jest w kolarstwie – lepiej i łatwiej się goni rywali niż przed nimi ucieka.

Co zmienił ten ostatni weekend  w sezonie?

Polakom nie udało się jednak dogonić Niemców w Pucharze Narodów, choć jeszcze po piątkowym konkursie wszystko było otwarte, bo różnica pomiędzy skoczkami z zza Odry a nami znacznie zmalała. Wszystko zaprzepaściliśmy w sobotniej drużynówce. Niemcy stanęli na drugim miejscu podium, a my zajęliśmy czwarte miejsce. To oznaczało, że miejsca w Pucharze Narodów są już przydzielone. I tym samym z Pucharem Narodów ze Słowenii wyjeżdżają Norwegowie, za nimi Niemcy, my na miejscu trzecim.

Swoje drugie miejsce w Pucharze Świata w prezencie dostał już w czwartkowych kwalifikacjach Richard Freitag. Stało się tak po fatalnym skoku Daniela Andre Tande, który kwalifikacji do piątkowego konkursu nie przebrnął. Szósty w piątkowym konkursie Freitag mógł już głęboko odetchnąć. Niemiec zatem drugi, wspomniany Tande trzeci.

Do końca warzyły się losy Planicy Seven oraz Małej Kryształowej Kuli. W wymyślonym na szybko przez Słoweńców Turnieju po trzech z czterech dni rywalizacji prowadził Johann Andre Forfang. Po piętach deptał mu Kamil Stoch, który na tym etapie Turnieju tracił ponad 24 punkty. Czy to mało czy dużo? Dla indywidualnej oceny stanu rzeczy proponuję przypomnieć sobie walkę pomiędzy Johanssonem a Stochem w Vikersund i zmieniającą się w szybkim tempie różnicę pomiędzy tymi panami.

Po pierwszym skoku ostatniego w sezonie konkursu Forfang jeszcze prowadził, choć Stoch odrobił kolejne punkty. Norwegowi pozostało zaledwie 1,9 punktu przewagi nad Polakiem. Przed finałowym skokiem Norwega zaryzykował trener Steckl i Forfangowi obniżył belkę. Przypuszczam, że zrobił to chcąc pomóc podopiecznemu zgarnąć dodatkowe punkty dla mocnego na mamutach Forfanga. Ryzyko było jednak fiaskiem. Forfang skoczył “zaledwie” 226 metrów i poczuliśmy na skoczni, że czek znów odbierze Kamil Stoch. I tak się stało.

Kamil skoczył o 8,5 metra więcej i Turniej Planica Seven wygrał nasz rodak! Myślę, że norweski trener odda swojemu skoczkowi te stracone pieniądze 😉

Niedzielny konkurs miał również rozstrzygnąć rywalizację o Małą Kulę.

W grze pozostał prowadzący w tej rywalizacji Andreas Stjernen, Johansson i goniący Norwegów Kamil. Stjernen nie skakał jakoś rewelacyjnie w ten weekend. Skoki Johanssona były lepsze. A wybitne Kamila. I dlatego też do ostatniego skoku ważyły się losy tego trofeum. Była nawet taka sytuacja, iż kiedy na belce usiadł Tande zastanawialiśmy się, którego kolegę z kadry lubi bardziej, bo swoim skokiem „ustawiał” kolejność rywalizacji. Poukładało się tak, iż obronił się Stjernen i to on odebrał Małą Kryształową Kulę za sezon w lotach. Drugiemu Kamilowi Stochowi do Stjernena zabrakło 7 punktów.

Trzeci Robert Johansson. Czy to tą sytuację miał na myśli Stoch mówiąc o potrzebie poprawienia się ? 😉

W tym miejscu muszę wszystkich bardzo przeprosić, gdyż w poprzednim artykule przyznałem, iż w ostatniej nierozstrzygniętej kategorii trzymam kciuki za Stjernena. Co by było, gdyby nie te 7 punktów? Może nawet dymisja byłaby potrzebna za brak wiary. Ale szedłbym wtedy w zaparte i wszystko zwaliłbym na Kamila, który sam mówił, że w Planicy będzie w końcu mógł się wyluzować. On wyluzował się perfekcyjnie. Za to jego rywale byli strasznie spięci i do końca dali mu szansę na jak to mówią Słoweńcy „Mali Krystaliczni Globus”. Kończąc wywód mogę jednak stwierdzić, że korzystając z wieloletniego doświadczenia sprawdziły się moje przewidywania.

No dobra, to było ostatni raz…

Kamilowi Stochowi i ja w końcu dam odsapnąć. Teraz trochę o innych naszych skoczkach.

W zeszłym roku Puchar Narodów był nasz. Mistrzami Świata w Lahti zostali nasi skoczkowie. W tym sezonie Puchar Narodów skończyliśmy na miejscu trzecim. Takie samo miejsce w drużynie  w konkursie olimpijskim. I na jakiej podstawie stwierdziłem, że to najlepszy w historii sezon w polskich skokach? Otóż uważam tak z powodu sukcesów wraz z widocznym stałym progresem u całej naszej kadry. Co nie znaczy, że wpadek nie było. Zaliczył je nawet Stoch w Bad Mitterndorf czy w naszym Zakopanem zaraz po tryumfie w Turnieju Czterech Skoczni. Oczywiście innym też się to zdarzało. Ale na koniec długiego trudnego sezonu olimpijskiego do nikogo obiektywnie nie można mieć pretensji.

Zaskoczeniem sezonu można ogłosić Stefana Hulę.

To jego sezon życia. I wcale nie zamierzam wypominać mu wieku, w jakim ten sukces odniósł. To po prostu dojrzały skoczek. Kto pamięta, że o mały włos nie został Mistrzem Olimpijskim? Potem mógł wygrać po raz pierwszy w karierze zawody Pucharu Świata w Zakopanem! I jedno i drugie się nie udało, ale przez przekrój całego sezonu to on obok Stocha może czuć się zwycięzcą.

Kolejny zwycięzca sezonu to Dawid Kubacki.

Szalał latem. Gdzie nie skakał, tam wygrywał. Nawet próbowałem namaścić go na króla naszej ekipy. Podobnie jak Stefanowi i jemu niewiele brakło, aby w Lillehammer wygrać konkurs. Właściwie to go wygrał, bo przed nim był jedynie skaczący w innej lidze Kamil Stoch. Dawid stanął jeszcze na trzecim podium na zawodach w Obersdorfie i Willingen. Jego skoki są zdecydowanie inne. Dawniej Kubacki nie wiadomo czemu „spadał” w ostatniej fazie lotu, choć miał piorunujące odbicie na progu. Teraz na progu dalej ma rewelacyjne odbicie, ale leci bardziej płasko i potrafi dolecieć dalej, jak to mówią sami skoczkowie „odlecieć na dole”.

Trochę sfrustrowany chodził po skoczniach świata Maciej Kot.

Cały czas dawał sygnały, że coś zmienia i kombinuje. To mu nie pomagało lepiej skakać. I w sumie go rozumiem, że z sezonu ma niedosyt. Ale z Korei medal w drużynie przywiózł. Teraz tylko w górę.

Został jeszcze Piotrek Żyła.

On, jak to on, po ostatnim konkursie w Planicy powiedział, że za mało było papryki. Uwielbiam jego dystans do siebie. I choć tuż przed olimpiadą stanął na trzecim miejscu podium w Willingen na klatę przyjął rolę rezerwowego na igrzyskach. Pozycję dojazdową Piotrek zmienił. Na progu jest szybszy. Ale potem w locie coś się dzieje, że można o nim powiedzieć – dobry skoczek, stabilny na swoim poziomie. Ale w życiu bym jednak nawet nie pomyślał, aby postawić na min krzyżyk. Kubę Wolnego nie oceniam. Za mało, za krótko, trzeba poczekać. Swój epizod miał jeszcze w kadrze młody Tomek Pilch. Jeden punkt zdobyty na Pucharze w Zakopanem każe również czekać. Skąd te wszystkie dobre zmiany?

Te zmiany nazywają się Stefan Horngacher.

Wybitny trener, dobry człowiek, świetny wychowawca. To wszystko jego zasługa. Zbudował wybitny team fachowców. Począwszy od serwismenów po dyrektora Małysza. Że w tej drużynie atmosfera jest rodzinna niech świadczy na przykład fakt, iż narty Kamilowi Stochowi nosi nawet Adam Małysz. Nikt się nie dziwi, nikt się nie krzywi, nikt się nie wywyższa, nikogo się nie poniża, wszyscy sobie pomagają. Chcieliśmy, aby Stefan kontynuował z naszą ekipą dalszą pracę. Nawet do igrzysk w Pekinie. Negocjacje do końca były w ścisłej tajemnicy. Osobiście go zapytałem w Planicy już w sobotę, czy z nami zostanie. Odpowiadał z uśmiechem i sympatią: Może?

Chcieliśmy go na 4 lata, mamy na rok z opcją przedłużenia.

Cóż, trzeba to przyjąć. Ciekaw jestem jego warunkom, które postawił Tajnerowi, aby pozostać. Nawet prezes PZN nie do końca je rozumie, bo w jego czasach trenerskich o takich życzeniach –  szczegółach nikt nie miał nawet pojęcia. O co chodzi dokładnie, zobaczymy. Oby jednym z warunków były lepsze warunki, wyższe nakłady finansowe i profesjonalna współpraca kadry A z wszystkimi niższymi kadrami, klubami, trenerami. Bo pomimo małyszomanii i stochomanii „na tyłach” nie dzieje się najlepiej, i sportowo i organizacyjnie.

Trochę o innych.

Całemu światu odjechali Norwegowie.

Niektórzy twierdzą, że nie do końca uczciwie. Fakt jest jednak taki, że mają wielu młodych świetnych skoczków. Kolejni młodzi – tuż, tuż. Coś jest jednak z nimi na rzeczy, bo się ich raczej nie lubi. Ale Puchar Narodów zgarnęli z olbrzymią przewagą. Dalej Niemcy. Stawiam ich na równym poziomie z naszą reprezentacją. Początek sezonu należał do Freitaga. To jemu Kamil Stoch na dobre odebrał żółty plastron na początku sezonu. Udało się jednak Richardowi skończyć sezon zaraz za Polakiem. Inne nacje poniżej oczekiwań. Szczególnie Austria i Słowenia.

Czy odrodzenie się na sam koniec sezonu Krafta pozwoli obronić posadę Kuttinowi? Zobaczymy. Inni się już nie obronili. Pierwsze zerwanie kontraktu w Słowenii z Goranem Janusem. Według mnie zmian będzie więcej.

Porażka sezonu?

Konkurs na normalnej skoczni w Pjongczangu, Borek Sedlak i sędziowie (czy tam odwrotnie), punkty za wiatr, które zdominowały skoki. Na temat konkursu – parodii już pisałem dobitnie. Oby nikt o tej parodii jako przestrodze nie zapomniał. Borkowi Sedlakowi zadałem w Kranjskiej Gorze pytanie, dlaczego nie lubi polskich skoczków (czytaj: dlaczego puszcza ich w tak niesprawiedliwy jeśli chodzi o warunki sposób). Nie mieliśmy okazji dłużej porozmawiać, ale były czeski skoczek stwierdził, że lubi naszych skoczków.

Reszta odpowiedzi była dalej po czesku, ale jej już nie zrozumiałem. Może nie chciał, abym zrozumiał. Liczę, że jednak do następnego sezonu zrozumie, co ja miałem na myśli.

Punkty za wiatr. To jest hit.

Kiedyś było ważne, ile skoczek skoczył. Wstępnie jako kibice przyznawaliśmy swoje noty za styl. I to pozwalało na wstępną ocenę miejsca skoczka. Teraz jest inaczej. Ile skoczył? Noty powinny być… No dobra, ale jaki miał wiatr? Punkty za wiatr są jak miażdżyca, powoli zabija naszą ukochaną dyscyplinę!

Zaczynają się wątpliwości, i dobrze. Czy mierników wiatru nie jest za mało? Czy system uśredniania jest sprawiedliwy?  Czy zmiana belek, która już nie przerywa konkursu jest adekwatna do uzyskanej rekompensaty lub utraty punktowej? Jestem ciekaw, czy ktoś naprawdę będzie coś robił w kierunku koniecznych zmian w tym temacie.

Boję się jednak, że FIS pójdzie w kierunku stwierdzeń, iż dyscyplina jaką są skoki narciarskie na wolnym powietrzu nigdy sprawiedliwa nie będzie. Ale chociaż spróbujmy dotknąć tematu!

Sezon 2017/2018 dobiegł końca. Sezon piękny, pełen wzruszeń, wielu sukcesów, od początku do samego jego końca. Jaki będzie kolejny, po olimpijski sezon? Łatwy, trudny, sprawiedliwy, z wieloma niespodziankami? Poczekajmy. Do listopada tylko dziewięć miesięcy. A w nim mamy kolejne Mistrzostwa Świata. Blisko, bo w Austrii. Co przyniosą? Przecież pisałem już, że musimy cierpliwie poczekać. A cierpliwość popłaca.

Ale czy ciągle musimy coś zmieniać, robić coś lepiej?

Tak, trzeba, bo zawsze znajdzie się coś, co można zrobić lepiej. I wcale nie musi dotyczyć to samego skakania na nartach. Tylko żeby to zawsze kończyło się prawdziwą „dobrą zmianą” 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *