Między ustami a brzegiem Pucharu Świata – odcinek 8
Występują: Nerwowe reakcje. Nieczynne atrakcje. Adam Małysz – najlepszy skoczek świata.
W poprzednim odcinku wiało nudą. A od tygodnia wrze. W Związku zwłaszcza. A to w związku z nowym obiektem, który powstał i nosi imię najlepszego skoczka w Polsce. Nowa skocznia w Wiśle. Malina. Cudowny obiekt. Nowoczesny. Nawet porównywalny. Sam czort tam skakał i wygrał. Dosłownie i w przenośni. Nawet wyrównał rekord skoczni, czy tam go nawet pobił. Kto by to wiedział. Może sam Diabeł.
Sabinka i Halinka, a nawet Waldemar, wszyscy wiedzą o co chodzi. A to akurat nowość.
– Ale to co? Oni tam sami wychodzą? Na nogach? Na sam szczyt? Pod górę? Z całym tym swoim sprzętem? – spytała Sabinka, jakby wiedziała z czym wiążę się dyscyplina zarządzana przez prezesa.
– No tak – odparła Halinka – grupami, po czterech. Żeby się nie zgubić.
– To przecież musi być strasznie męczące – dodała Sabinka.
– To jeszcze nic. Podobno Małysz chciał tam trenować, przed tymi turniejami na czterech skoczniach czy coś i nie mógł. Strasznie się poirytował. A nawet chyba obraził – podsumowała Halinka.
– Nie obraził tylko pogroził – dodał Waldemar – Bo to jest tak – kontynuował zorientowany – budowa Maliny rodziła się w bólach, zamontowano przy niej wyciąg. Tylko bez odbioru technicznego. On był tak naprawdę używany, już wcześniej i był jednoosobowy. Na Malinie zamontowano jako kanapę. Wygodną dwuosobówkę. Teraz hydraulicznie napędzany linami nie działa. Cała historia. Wielkie rzeczy.
Ale Waldemar zaimponował wiedzą.
– I proponuję założyć kierat! – dodał, prawie krzyknął.
– A jak przywieźli ten wyciąg do Wisły? – zapytała zaciekawiona Sabinka.
– Na lawetach – szybko odpowiedział Waldemar – my wszystko stamtąd przywozimy na lawetach.
A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój biznes mają.
A już wkrótce historia zaginionych dopalaczy. Wróżka prawdę Ci powie.