
Kolejny sezon w skokach narciarskich za nami. Sezon ciekawy pod wieloma względami. Sezon, w którym kilka rozstrzygnięć można uznać za niespodziewane. Na początek zajmijmy się jednak ostatnim weekendem minionego sezonu, który jak zwykle miał miejsce w Planicy. Kranjska Gora przywitała nas piękną zimową aurą. Po czym błyskawicznie pojawiła się wręcz letnia pogoda z pominięciem przyjemnej wiosennej aury. Dla skoczków matka natura również była bardzo łaskawa. Wiatr ani przez chwilę nie przeszkadzał w dalekich lotach. Cudnie to wszystko wyglądało.
Niewiadome były dwie. Kto zgarnie małą Kryształową Kulę i czym nasi reprezentanci „dowiozą” do ostatniego konkursu indywidualnego Puchar Narodów. Pomiędzy tymi znakami zapytania była rywalizacja w Turnieju Planica Seven. Noo, i bym zapomniał. Jechaliśmy do Planicy również po nowy rekord Kuby Wolnego, bo bardzo było mu nie w smak, że tydzień wcześniej w Vikersund nie pobił rekordu Adam Małysza. I tu od razu donoszę, że Kuba już w pierwszym swoim skoku w piątek rekord Adama „pozamiatał”. Jak obiecał tak też zrobił – 235,5 metra! Szacunek Jakub!
Dwóch się bije
Bardzo szybko okazało się, że o dwa wyżej wymienione indywidualne trofea walczyć będą do końca Ryoyu Kobayashi i Marcus Eisenbichler. Sympatyczny Niemiec wygrał pierwszy piątkowy konkurs. Kobayashi był drugi. My cieszyliśmy się z trzeciego miejsca Piotrka Żyły, bo o wysokie miejsce walczył do końca latając wyśmienicie. Kolejne miejsca naszych skoczków pozwoliły, aby po cichu wkładać szampany do lodówek na niedzielną uroczystość. Wystarczyło już tylko być czujnym w sobotnim konkursie drużynowym.
Złota drużyna
W sobotnim konkursie drużynowym czujność szybko zamieniła się w zaskakujący atak, bo loty naszej czwórki były palce lizać. Czuliśmy się, jakbyśmy byli u siebie. Wiadomo, trochę Słoweńców było wokół nas w sektorze, ale z podziwem kręcili głowami po skokach Polaków. A że nas lubią wszystko odbywało się w przyjaznej atmosferze. Tym bardziej, że ich pupile też skakali bardzo dobrze.
Genialne skakanie naszych skoczków rozpoczął Jakub Wolny z zakończył Piotrek Żyła. Nikt nic nie zepsuł, a w konkursie prowadziliśmy przez całe zawody.
Efekt był cudowny – po raz pierwszy w historii wygraliśmy konkurs drużynowy na mamuciej skoczni!
Przewaga w Pucharze Narodów wynosiła 415 punktów nad Niemcami, którzy tego dnia walczyli do końca zajmując miejsce drugie. I zaczęliśmy zaglądać do lodówek sprawdzając temperaturę bąbelkowych trunków. Świętowanie zostawiliśmy sobie jednak na niedzielę.
Walka o Małą Kulę
Bo niedziela zapowiadała nam również pasjonującą walkę o „Małą Kulę” w lotach. I nie zawiedliśmy się. Bitwa pomiędzy Ryoyu a Marcusem rozstrzygnęła się dopiero po ostatnim skoku Kobayashiego w II serii. Skoczył 230,5 metra i to wystarczyło, aby niedzielny konkurs wygrać. Ryoyu prowadził po I serii po rekordowym skoku 252 metry. Tym samym odebrał rekord Velikanki naszemu Kamilowi Stochowi, który do tego dnia wynosił 251,5 metra. Do walki pomiędzy już dwa razy wspominanymi pretendentami wmieszał się gospodarz Domen Prevc, który rozdzielił na podium Japończyka i Niemca. Rewelacyjnie skakał tego dnia również Piotrek Żyła. Ale nawet genialny pierwszy skok na odległość 248 metrów i drugi 222 metrowy dał mu ulubione w tym sezonie miejsce – czwarte.
Mazurek Dąbrowskiego dopiero po czterech hymnach japońskich
I wszystko stało się jasne. Gospodarze mogli szykować tylko dwie taśmy z narodowymi hymnami. Najpierw cztery razy wysłuchaliśmy hymn Japonii za zwycięstwo konkursowe, Planica Seven, Małą i Dużą Kryształową Kulę dla Ryoyu Kobayashiego. My czekaliśmy na akt ostatni. Na Mazurka Dąbrowskiego za Puchar Narodów dla całej naszej drużyny! I doczekaliśmy się. To zawsze są piękne wzruszające chwile. Nie inaczej było tym razem. Aby chwila ta była zauważona stworzyliśmy napis NATIONS CUP z nadmuchanych złotych literek. Obok napisu piękna replika Pucharu z cyferką 2, bo to po rocznej przerwie drugi taki zespołowy sukces. No i podobno komentator Eurosportu Igor Błachut pochwalił nas za fajną „oprawę meczową”. Dziękujemy Igor. Nam też było miło.
Ze skoczni wracaliśmy w bardzo dobrych humorach. Wiedzieliśmy, o co możemy powalczyć w Planicy i plan został wykonany. Bo może nie udało się zawalczyć o Małą kryształową Kulę to mało kto wierzył, że wygramy konkurs drużynowy. I jeszcze podium Piotrka Żyły w piątek i jakże cudowne miejsce czwarte z niedzieli.
No to jedziemy z podsumowaniem
Czas na podsumowanie? Nie tylko. Czas na wiele pożegnań. Karierę skończyli oficjalnie Stjernen i w fajnym stylu na Velikance Robert Kranjec. Zrobił to również Sebastian Colloredo a zastanawia się nad tym Wasiljew. Czy ktoś jeszcze? Pewnie najbliższe dni czy tygodnie rozwieją kilka innych wątpliwości w tym względzie. Bo nie ma co ukrywać, młodzi z różnych nacji strasznie rozpychają się rękami i nogami w pucharowym świadku.
Zmiany również wśród trenerów. Z Niemcami żegna się na pewno Werner Schuster. Zapewne wszyscy byli strasznie zaskoczeni, że w końcu w niedzielne popołudnie swoją rezygnację z prowadzenia naszej kadry ogłosił Stefan Horngacher. Trudno polemizować z tym, iż ostatnie trzy lata pod jego kierownictwem to pasmo wielu historycznych sukcesów naszych skoczków. Ale styl odejścia pozostanie wśród kibiców zapamiętany z małym niesmakiem. Mimo wszystko nasi skoczkowie nie zawahali się, aby podarować Horngacherowi na własność zdobyty Puchar Narodów. Przynajmniej my zachowaliśmy się z fasonem i pięknym gestem. A nowym trenerem polskiej kadry został? Michał Doleżal. I dobrze. Przynajmniej możemy liczyć na kontynuację i… kontynuację.
Cichy bohater?
Co takiego ciekawego zdarzyło się w sezonie? Na dużego bohatera sezonu wyrósł nasz Dawid Kubacki. No może zachowanie względem nas w hotelu w Kranjskiej Gorze z jego strony było na „pałę” i „karnego jeżyka”, ale to jego sprawa. To nie zmienia faktu, iż mistrzostwo świata z Seefeld w komicznym czy tam kosmicznym konkursie jest jego wielkim życiowym sukcesem. Wcześniej w styczniu Dawid wygrał w końcu swój pierwszy pucharowy konkurs na Trampolino Dal Ben w Predazzo.
Ocena na naszych?
Reszta naszych zawodników w całym sezonie skakała dobrze. Jeśli jednak popatrzymy na zdobyty Puchar Narodów to należałoby się stwierdzenie, że skakali bardzo dobrze. A jeśli zerkniemy dalej w ogólną klasyfikację Pucharu Świata i na zajmowane w nim miejsca Stocha, Żyły i Kubackiego to należałoby stwierdzić, że to był sezon wyśmienity. I tu zapewne głosy będą podzielone, a to dlatego, że przyzwyczailiśmy się do jeszcze większych sukcesów. Wygrywanie Stocha w wielu konkurach, Kryształowe Kule, medale igrzysk, turniejowe zwycięstwa typu Willingen Five czy Raw Air trochę nas rozpieściły. Zatem niech każdy sam określi sobie jak bardzo jest zadowolony ze sportowych wyników Polaków. W starej szkolnej sześciocyfrowej ocenie ja wystawiam im za sezon 4+. Na zakończenie rozważań oceniających naszych reprezentantów dodam, że w Pucharze Narodów prowadziliśmy właściwie przez cały sezon. Prowadzenie oddaliśmy Niemcom tylko na jeden weekend po konkursie w Bischofshofen. A niech tam, daję im -5.
A zawodnikiem sezonu jest – RYOYU KOBAYASHI. Cud techniki, błysku i spokoju. Jak go nazwał Kamil Stoch, ten skurczybyk zabrał w tym sezonie wszystko. Aaa, nie zupełnie. Nie wyszło mu jedno, ale jakże ważne skakanie. W Innsbrucku i w Seefeld podczas mistrzostw świata. Czy zatem mimo to jest bohaterem sezonu 2018/2019? W mojej opinii tak. Początek sezonu zdominował wszystko i wszystkich. Wygrał wszystkie konkursy Turnieju Czterech Skoczni. Zgarniał kasę w prestiżowych Turniejach. Jest zatem młody i bogaty. A mistrzem świata jeszcze może zostać. Jego trener Janne Vaatainen zrobił z niego maszynkę do wygrywania. Czy Japończyk będzie również brylował w następnych sezonach, trudno powiedzieć. Pewne jest jedno, nazwisko jego trenera daje gwarancję skakania na wysokim poziomie. A jak dodamy, iż Ryoyu wielkim talentem na pewno jest to musimy młodego samuraja wliczyć do grona faworytów kolejnego sezonu.
Dla mnie osobiście dużą nadzieją na bardzo dobre skakanie jest, i to zapewne wielu zaskoczę, Jakub Wolny. Druga część sezonu pokazała jego wybitny potencjał i możliwości. A inną bardzo miłą niespodzianką jest fakt, że jest świetnym lotnikiem. Oj Kuba, gdzie ty byś już był, gdyby nie kontuzja sprzed dwóch lat…
Rozczarowanie sezonu?
Rozczarowanie sezonu? Indywidualne – Maciej Kot. Drużynowe – Norwegia. Pogubił się już na początku sezonu nasz Maciek. Jego zmora to odbicie. I poradzić sobie z tym nie dał rady. Nieliczni skrajni krytycy prognozują, że Kot nie wróci już do skakania na wysokim poziomie. Może na szczególikach w skokach to ja się nie znam, ale to dość skrajna diagnoza. Liczę, że zobaczymy jeszcze Maćka dobijającego się poważnie do bram kadry A.
A Norwegowie? Może i mają trochę młodych wilczków, ale w tym sezonie zawiedli. Ich nazwiska nie pojawiały się na czołowych miejscach list rankingowych. Kilka pojedynczych sukcesów i tyle. Ale będą mocni w kolejnych sezonach. Bo jednak te młode wilczki w niektórych konkursach pazurki już pokazywali.
No cóż, na razie znowu coś się skończyło. Ale nowe szybko się zaczynie.