Satyra o skokach
Między ustami a brzegiem Pucharu Świata – odcinek 36
Występują: The greatest Eagle przede wszystkim
Są ludzie, którzy sport traktują szczególnie i wyjątkowo. Wiecie dlaczego wracają? Być może jednym brakuje rywalizacji, ryzyka, adrenaliny a drugim sławy, wywiadów, gromkich braw, fleszów. A innym może nawet i pieniędzy. W zawodowym sporcie byliśmy świadkami naprawdę spektakularnych powrotów. Wybrałem te, które mi osobiście najbardziej utknęły w pamięci, choć muszę przyznać, że pomimo mojego młodego wieku było ich już całkiem sporo.
Nie odchodząc od mojej ulubionej dyscypliny hitem takiego powrotu jest Janne Ahonen. Człowiek skała o takiej samej twarzy, pseudonim Maska. Wracał dwukrotnie. Mimo to, że na sportowej emeryturze nie leniuchował to ciągle szukał tej adrenaliny, którą otrzymywał skacząc. I nie znalazł. Mówi się, że tylko ona skutecznie go zmotywowała aby znowu powrócić i wygrać. I pewnie odejść. Niestety niewielu z nas wie, że pięciokrotny mistrz świata ma na jej punkcie obsesję. Kto to taki? To Olimpiada.
Jordan is back!!! Sam to wykrzykiwałem. Kiedy MJ potwierdził, że kończy zawodową karierę sportową smucili się nie tylko kibice na całym świecie ale nawet poza nim. A kiedy ogłaszał, że wraca to nawet Janne Ahonen był szczęśliwy.
Najlepszy koszykarz świata często zmieniał zdanie na ten temat
Ten jak wracał to pół Polski miało ciarki na plecach i łzy na twarzy. Karol Bielecki podczas towarzyskiego meczu z Chorwacją w Kielcach po niefortunnym uderzeniu rywala stracił oko. Wydawało się, że “Kola” nie wróci już na parkiet, ale dzięki ogromnemu wysiłkowi i niespotykanej silnej woli dzisiaj znów biega po parkietach. Osobiście mam wielki szacunek dla polskiego bombardiera.
Nie mniejszy niż do niego, dzięki któremu dobro zwyciężyło zło a świat (zwłaszcza żeńska jego część) na jego punkcie oszalał. To był Jedi. Powrót Jedi.
I na koniec on. Człowiek, dzięki któremu wprowadzono kwalifikacje w skokach narciarskich. Gdyby nie on to jedne zawody z uwagi na liczbę uczestników mogłyby trwać nawet tydzień! Tak. Wielki Eddie Edwards powraca i najprawdopodobniej szalonego Brytyjczyka zobaczymy na najbliższym konkursie TCS.
No i sprawa wielkich powrotów zostaje otwarta. Strach się bać. W wielu przypadkach pewnie o nich marzymy, w innych nieco mniej a w pewnych to ciągle się modlimy aby w ogóle do nich nie doszło. Zatem Panie Robercie! Niech się Pan nie wygłupia i dalej prowadzi kadrę B.