
To słowa Kamila Stocha po niedzielnym konkursie Pucharu Świata w Klingenthal. To Bardzo mądre określenie naszego wybitnego skoczka z Zębu. Widać, że i jemu i całej naszej drużynie brakuje tego „czegoś” co często błyskiem się nazywa.
Vogtland Arena to jednak szczęśliwe miejsce dla polskich skoczków. To tam sześć lat temu swoje pierwsze i jedyne zawody Pucharu Świata wygrał dziewiętnastoletni młokos Krzysztof Biegun. W loteryjnym, jednoseryjnym konkursie skoczył 142,5 metry i wygrał. Była to wielka sensacja. Trzy lata temu swój marsz po tytuły z naszą kadrą rozpoczął w Klingenthal Stefan Horngacher. Wtedy to po raz pierwszy w historii Polacy wygrali konkurs drużynowy. Przy tych sukcesach letnie triumfy naszych orłów w ramach Letniej Grand Prix nie są już spektakularnymi rezultatami. Ale próżność, co?
Pozytywna Vogtland Arena
Nie w każdym sezonie Klingenthal znajduje się w kalendarzu Pucharowych zmagań. Znów po przerwie mogliśmy oglądać skoczków na tej bardzo ładnej skoczni. Byliśmy tam i potwierdzam – ładna. I znowu ta ładna Vogtland Arena pozytywnie nas zaskoczyła. Po dość przeciętnym dla nas początku obecnego sezonu Biało-Czerwoni dali nam w końcu dużo radości. W sobotnim konkursie drużynowym zdemolowali wszystkich. Próbowali walczyć z nami jedynie Austriacy.
Wszyscy, czyli Żyła, Wolny, Stoch i Kubacki skakali fenomenalnie. Cała czwórka skakała ładnie i daleko. Rozpoczął z przytupem Piotrek Żyła skokiem na 145 metr. „Posprzątał” ostatnim skokiem Dawid Kubacki osiągając 137 metrów. W końcu pojawił się błysk i z wielką przyjemnością oglądało się wyczyny naszych reprezentantów.
W niedzielę bez błysku
W niedzielę już tak cudownie nie było. Błysku nie widziałem. Choć w pokonkursowych rozmowach nasi skoczkowie dobrze oceniali swoje próby to mimo to brakowało w nich przede wszystkim odległości. No i miejsca zajmowane przez nich podobne jak w poprzednich konkursach w Wiśle, Ruce czy Niżnym Tagile.
Ale polskich kibiców uspokaja przede wszystkim Kamil Stoch. Do lepszych wyników brakuje ponoć niewiele. Wystarczy jedynie przestać podskakiwać i zacząć swoje skakać. No przecież to takie proste. Jestem w stanie w to uwierzyć, wszak za tydzień skaczemy na równie przyjaznej i szczęśliwej dla nas skoczni w szwajcarskim Engelbergu. Tam to dopiero w przeszłości szalały nasze orły jak Małysz, Stoch, Żyła czy Jan Ziobro. Pamiętacie jeszcze Janka? Były czasy, że nasi skoczkowie na Gross-Titlis- Schanze na podium stawali w dubletach.
Ale to za tydzień
A dziś cieszymy się ze zwycięstwa naszej drużyny, choć życzylibyśmy sobie podobnych rezultatów w konkursach indywidualnych. Trzeba czekać i tyle. Inni też mają swoje problemy, nawet może większe frustracje niż my. W innych nacjach ze stabilnością również nie jest dobrze. W kratkę skaczą Słoweńcy, Norwegowie czy Austriacy. Na deser zostawiłem sobie ekipę niemiecką, bo nic tak nie cieszy człowieka jak krzywda bliźniego. Osobiście nie zazdroszczę Horngacherowi. Dobrze naoliwiona maszyna z zeszłego sezonu szwankuje i to poważnie. Tam skacze obecnie tylko Geiger. Ale jak to mówią, to nie nasz problem. I tu gorąco pozdrawiamy Pana Stefana. I wcale nie jestem złośliwy.
Pretendenci do walki o Kryształową Kulę?
Jest garstka skoczków, którzy wybijają się z całego tłumu pucharowych uczestników jak Aschenwald, Sato czy Kraft. A konkurs indywidualny wygrał powracający do walki o duże cele Kobayashi. Ale uważam, że lidera na resztę sezonu poznamy podczas Turnieju Czterech Skoczni. A to tylko albo aż za dwa tygodnie.
Wcześniej wspomniany już Engelberg. Tam odbędą się dwa konkursy indywidualne. Gdyby komuś udało się tam zrobić coś spektakularnego miałby szansę odskoczyć w generalnej klasyfikacji sezonu. A na razie żółty plastron stracił Daniel Andre Tande na rzecz Ryoyu Kobayashiego. I co, znowu powtórka z poprzedniego sezonu? A może to Polak zrobi sobie i nam prezent świąteczny?
Wyniki konkursów w Klingenthal:
Klingenthal konkurs drużynowy – sezon 2019/2020
Klingenthal konkurs indywidualny – sezon 2019/2020