Jeśli mam być szczery, nie myślałem, że tak szybko będę musiał pisać obiecane artykuły opisujące to, co robią nasi skoczkowie. A co oni takiego robią!? NOKAUTUJĄ WSZYSTKICH!!!
Jeszcze kilka dni temu niejeden kibic przecierał oczy ze zdumienia co w Hinterzarten robiła ekipa Kruczka i Lepistoe. A to dopiero początek tego, co dokonać mieli nasi skoczkowie. Co więcej – do grupy dołączyli inni (a co to oni gorsi?).
W Courchevel było nieźle. Adam mógł wygrać. Prowadząc po I serii drugi skok spóźnił. Skończyło się na 4 miejscu. Dawid Kubacki 11, Krzysztof Miętus 14 a Stefan Hula 22. Ważnym jest fakt, iż w II serii Dawid i Krzysztof skoczyli dalej niż Adam Małysz. W klasyfikacji LGP „przodownikiem” został Daiki Ito, który tam zwyciężył. Powrót do normy naszych skoczów z Hinterzarten miał miejsce w Einsiedeln w Szwajcarii. Warunki były zmienne i trudne. Ale co tam wiatr dla naszych orłów! Najdłuższy skok na odległość 114,5 metra w jedynej I serii tego dnia oddał… Maciej Kot. Niestety, nie wygrał. Był dopiero 3. Wyżej (choć skoczył tylko 111,5 metrów) uplasował się Adam Małysz. Polaków pogodził znów Daiki Ito. Skoczek z Kraju Kwitnącej Wiśni zachwyca od samego początku tej edycji LGP. Nie można zapomnieć o Kubackim i Huli. Zajęli w tym trudnym konkursie odpowiednio 7 i 15 miejsce.
Wynik tego konkursu można uznać za historyczny. Czy ktoś pamięta, kiedy ostatnio dwóch Polaków było „na pudle” w zawodach światowej rangi? Proponuję zajrzeć do strefy: „Czy wiesz, że…” na naszej stronie. Dotychczas zdarzyło się do jeden raz. Usłyszałem od razu głosy, że trzeba o tym koniecznie coś napisać. Ale w duchu coś mi mówiło: poczekajmy do weekendu w Wiśle! Najpierw najmłodsza ekipa naszego fan-clubu wybrała się w czwartek na kwalifikacje i uroczystość rozdania plastronów. Kwalifikacje do piątkowego konkursu wygrał KAMIL STOCH – ten sam, który dwa tygodnie wcześniej bawił się na własnym weselu! Czy on zapomniał, że w światku narciarskim mówi się, iż skoczek zakładający rodzinę regularnie skacze… o <strong>5 metrów krócej? Najwyraźniej zapomniał, bo skokiem w tych kwalifikacjach wyrównał letni rekord skoczni należący do naszego Adama! A wynik ten to 134,5 metra!
EWA – CO TY ZROBIŁAŚ Z NASZYM (I TWOIM) KAMILEM?!
Ale to nie wszystko: 3 miejsce zajął Rafał Śliż a 7 Marcin Bachleda! Gdyby nie dyskwalifikacja Tomka Byrta to cała dziesiątka wystąpiłaby w konkursie! Kamila i Rafała przedzielił… Gregor Schlierenzauer. Austriak ze swymi kolegami pojawił się na skoczni w Malince w najmocniejszym składzie. Przecierali oczy ze zdumienia co wyrabiają Polacy. Nie wiedzieli jeszcze wtedy co stanie się o obu konkursach! Piątkowy konkurs to niespotykany dotąd popis naszych chłopaków. Kamil konkursu nie wygrał, choć powiem szczerze zwycięstwo mu się należało, gdyż skakał najdalej. Był 2 i został ZAWODNIKEM DNIA! Wygrał… Adam Małysz o zaledwie 0,6 pkt! Nareszcie udało się zostawić z tyłu Daiki Ito. On tym razem był 3.
I właśnie 20 sierpnia 2010r. po przeszło 30 latach historia zatoczyła krąg! Oto po raz drugi w historii dwóch Polaków stanęło na najwyższym stopniu podium!!! To podwójne zwycięstwo ma jednak swój osobisty historyczny wydźwięk z kilku powodów. Otóż kiedy 27 stycznia 1980 roku zawody PŚ na Wielkiej Krokwi w Zakopanem wygrywał Piotr Fijas a Stanisław Bobak był drugi, wielu skoczków z czołówki tamtych czasów było nieobecnych. Tu w Wiśle Malince nie było między innymi Ammanna i Ahonena, lecz oboje są bez formy i nie byli uważani za faworytów tych zawodów i całej LGP. 5 był Dawid Kubacki. Do trzeciego miejsca, które zajął Ito brakło Dawidowi 1,8 pkt. czyli dokładnie 1 metra! 7 był Stefan Hula, 9 Krzysztof Miętus a 13 Marcin Bachleda!!! Taka dominacja nawet Austriakom rzadko się zdarza!
Kamil był szczęśliwy. Ten chłopak ma niesamowity temperament. Widać było, że chciał z Adamem wygrać i był bliski, aby to uczynić. Umie się cieszyć, kiedy wie że dobrze skacze. Ja bardzo lubię oglądać takiego Kamila Stocha. Reszta chłopaków nie ma się czego wstydzić. Zapewne zauważyliście patrząc na wyniki, że jeśli tylko komuś gorzej idzie zaraz ma następcę na wysokim miejscu. Wszyscy chodzą szczęśliwi i zadowoleni. Można śmiało powiedzieć, iż stanowią zgrany monolit. Widać to gołym okiem gdzie tylko się pojawią.
Ale zapomniałbym iż jeszcze był konkurs w sobotę! W kwalifikacjach wystąpiło 5 Polaków. Czwórka nie musiała się wcale kwalifikować, przecież są w dziesiątce Pucharu Świata! W I serii tylko jeden zawodnik przekroczył barierę 130 metrów. Kto to był? KAMIL STOCH, który skoczył 131 metrów! „Zabrać się do pracy” musiał Adam. Na półmetku był dopiero 6. Dawid Kubacki zajmował miejsce 9. Tym razem zaatakowali Austriacy. Za Kamilem uplasowało się ich dwóch: Schlierenzauer i Morgenstern. W II serii Kamil nie pozostawił wątpliwości, komu należy się zwycięstwo! Skoczył 129 metrów i pomimo takiej samej odległości w swoim II skoku Ito tracił do Stocha 13,1 pkt. KOLEJNY NOKAUT! Upust szczęścia Kamila nie miał końca! Cały stadion odśpiewał mu gromkie STO LAT! Polaków przedzielił jeszcze Tom Hilde. 4 miejsce Adama pozwoliło mu ex equo z Daiki Ito na prowadzenie w generalnej klasyfikacji LGP.
Kamil swoje zwycięstwo zadedykował swojej żonie Ewie. Tuż po konkursie oblegany był przez kibiców. Był bardzo szczęśliwy i wzruszony. Widać było, że łezka zakręciła mu się w oku. Ja również mam swoje zdjęcie z Kamilem do swej kolekcji. Na naszej novemberowskiej koszulce Stoch złożył swój autograf z przodu, a Adam na plecach. I jak tu teraz nosić taki t-shirt? A teraz klasyfikacja LGP: 1 miejsce Adam i Daiki, dalej 5 Dawid Kubacki, 6 Kamil Stoch, 12 Maciej Kot, 13 Stefan Hula, 18 Krzysztof Miętus. W Pucharze Narodów nasza kadra zajmuje 1 miejsce z dorobkiem 1405 pkt. Na 2 miejscu Japończycy tracą do nas 594 pkt. (mając ich 856)! To jest wielka przewaga. Trzeci Austriacy mają 718 pkt.
I co zrobić z takim sukcesami!? Trenerzy Łukasz Kruczek i Hannu Lepistoe są czujni i ostrożni. Ogromnie ich cieszy to co dzieje w się polskich skokach, ale woda sodowa im do głowy nie uderza. Twierdzą, że osiągane rezultaty to żmudna praca sztabu ludzi i samych zawodników, która przynosi efekty. A to, że te wyniki pokazuje już nie tylko Adam ale kolejnych czterech czy pięciu innych zawodników to tylko powód do radości. Chłopcy muszą czuć się mocni. Kamil czy Dawid otwarcie mówią, że są w formie i chcą dalej wygrywać i że stać ich na miejsca „na pudle”. Niesamowite wyniki pokazuje szczególnie Stoch, który długo nie trenował będąc zajęty sprawami osobistymi. A jeżeli dodam, iż trener Kruczek sam przyznaje, że np. Kubackiemu to po prostu daje się wyskakać, aby sam odnalazł technikę skoku, to pozostaje tylko przyklasnąć i nadal trzymać kciuki. Ale znalazłem też coś smutnego w wypowiedziach Małysza. Otwarcie mówi, że jest już zmęczony i do IO w Soczi chyba na pewno nie dotrwa. Coraz więcej trudu kosztuje go utrzymanie diety, a i ćwiczeń wykonuje dużo więcej, aby młodszym kolegom dotrzymać w poziomie przygotowań do sezonu. Widzi, że inni nasi zawodnicy są gotowi, aby zwyciężać w zawodach. A co najważniejsze – jest ich kilku. I tak to jest. Wiwat Król, niech żyje Król.
Adam ma niespotykany talent. Mówi jednak, iż jeżeli poczuje, że mu nie idzie – zakończy karierę. Ma przecież już 33 lata. Skoczków w jego wieku jest kilku, bo nie każdy organizm nadąża za chęciami.
Uważam że Adama dorwała nostalgia, po tym, co pokazują jego koledzy. Sam jest w wysokiej formie i obecnie czuje się dobrze. Dla mnie nadal jest faworytem TCS i MŚ w Oslo. Tym razem nie będę pisał o zawodnikach z innych ekip. Jak to niektórzy mówią, patrzmy się na siebie, a będzie dobrze. Ale mimo to: widzieć z bliska minę Schlierenzauera po piątkowych skokach Stocha i Adama – BEZCENNE. W sobotę dałem sobie spokój z zaglądaniem innym skoczkom w oczy. Wystarczy, że robią to nagminnie ich młode fanki. Do zobaczenia wkrótce, oby w takich samych humorach jak obecnie.