Często jest tak, iż po nakręceniu jakiegoś filmowego hitu producenci kręcą drugą część, licząc na kolejny wielki sukces. Jednak niewiele jest przypadków, aby to się udawało. A ja chcę Wam opowiedzieć historię, w której obalę tę regułę.
Początek tej historii miał miejsce rok temu. To tu wszystko się zaczęło – do małej ale jakże uroczej miejscowości Predazzo udali się najlepsi skoczkowie świata, aby „przetrzeć” tamtejsze skocznie przed Mistrzostwami Świata. Polacy pojechali w znanym nam z tego sezonu składzie. Odbyły się dwa indywidualne konkursy. Jeden wygrał Schlierenzauer, drugi nasz bohater Kamil Stoch. Kamil już wcześniej skakał bardzo dobrze. W „Dolinie Płomieni” uczestniczyliśmy w jego tryumfie. „Oto przyszły Mistrz Świata” – padały głosy.
Osobiście się pod nimi podpisywałem. Ale wiele się mogło wydarzyć. Wszak do Mistrzostw był ponad rok. W międzyczasie Karolince (bo takie imię noszą córki wielkich skoczków narciarskich) – córce człowieka, który ma wielkie „parcie na szkło” „stuknął” roczek. Może to będzie kiedyś polska kobieca gwiazda skoków narciarskich. A tak na marginesie nasz „złotousty” skoczek widziałby w tej dyscyplinie swoją siostrę, ale nie chciała skakać. Wolała wyjechać za granicę. Może jego córka?
Rozpoczął się nowy sezon
Po wręcz koszmarnym początku forma Polaków szła w górę. Kamil stabilizował formę, choć nie udało mu się wygrać żadnych pucharowych zawodów. Innym naszym skoczkom skakanie na nartach również przynosiło coraz lepsze wyniki. Ważne było to, że stabilizowała się grupa chłopaków, o których można było powiedzieć, że stanowią dobrą drużynę. Polacy skakali przez cały sezon właściwie wszędzie. Można było mieć obawy, czy największe zmęczenie nie przyjdzie czasem właśnie na okres Mistrzostw. Wszak wielu skoczków odpuszczało różne pucharowe zawody, by zachować siły na przełom lutego i marca.
Pierwsze Mistrzowskie skakanie to skocznia normalna. To, że nie ma żadnych oznak zmęczenia można było zauważyć już w seriach treningowych a później w kwalifikacjach. Polacy skakali dobrze i równo. Po I serii było fantastycznie. Kamil skacząc 102 metry zajmował drugie miejsce tuż za Bardalem. Dobry skok oddał Maciek Kot. W trzeciej dziesiątce znalazł się Piotrek Żyła. Do II serii nie udało się zakwalifikować Dawidowi Kubackiemu. II seria już taka szczęśliwa nie była. Kamil skok zepsuł i spadł na miejsce ósme. Maciek skoczył tak samo jak Kamil (97 metrów) co pozwoliło mu na jedenaste miejsce. Piotrek był dwudziesty trzeci.
Mistrzem Świata został Andreas Bardal. Za nim Schlierenzauer i Prevc
Do kolejnego konkursu na dużej skoczni było sześć dni. Skoki treningowe pokazywały, że i tutaj Polacy są mocni, szczególnie Kamil. Wielu dziennikarzy jak i sami zawodnicy Kamila Stocha typowali na głównego faworyta. Chyba wszyscy pamiętali, jak Stoch skakał tutaj rok temu. Jego treningi potwierdzały typy fachowców. Miało spełnić się nasze marzenie i przewidywania?
TAK, SPEŁNIŁY SIĘ! Na Kamila Stocha tego dnia nie było mocnych! Jego dwa perfekcyjne skoki dały mu ZŁOTY MEDAL!
Od sędziego ze Szwajcarii dostał pierwszą „dwudziestkę” w karierze. Jak dla mnie to oprócz Wolfganga Loitzla jest najładniej latającym skoczkiem. Kamil w locie nawet nie drgnie. Po wybiciu się z progu szybuje przepięknie. Jego lądowanie również jest perfekcyjne. Cały jego skok wygląda „książkowo”. Tak szczęśliwego Kamila osobiście jeszcze nie widziałem. No chyba że podczas pierwszego zwycięstwa w Pucharze Świata w Zakopanem. Ale choć pod Giewontem atmosfera do skakania jest najlepsza na świecie, trudno porównać to ze zdobyciem Mistrza Świata.
Z sukcesu cieszyła się cała polska ekipa
To również są chwile, w których widać co dzieje się wśród ludzi, którzy muszą się tolerować spędzając razem większość czasu. Choć cała czwórka zakwalifikowała się tego dnia do II serii innych spektakularnych sukcesów już nie było. Ktoś jednak obliczył, że drużynowo zajęliśmy czwarte miejsce. Ale o konkursie drużynowym i miejscu „czwartym” za chwilę. Wszystko to działo się dokładnie dziesięć lat po Mistrzostwie Świata zdobytym w tym samym miejscu i na tej samej skoczni przez Adama Małysza.
Wtedy też, tak przy okazji pobił rekord skoczni skokiem na 136 metr. Ten rekord Adama istnieje do dziś. Adam przez cały czas towarzyszył naszym skoczkom w Predazzo. Trochę zachowywał się jak „szaman”. To między innymi on przepowiedział Kamilowi mistrzostwo. Twierdził, że ta skocznia lubi Kamila z wzajemnością. Według Małysza Stoch dorósł do takich sukcesów i jego głowa poradzi sobie z jeszcze większą presją.
Co jeszcze Małysz przewidział?
Medal w konkursie drużynowym! A może się to komuś śniło, ale mówić otwarcie o tym nikt się nie odważył. Nasza kadra po cichu była wymieniana do medali. Głośniej o medalu zaczęły się rozmowy po indywidualnym konkursie na dużej skoczni. Dziennikarze spiesznie policzyli, że w tym konkursie nasza drużyna uzyskała czwarty wynik drużynowy. Pamiętać należy, że nie najlepiej spisał się „pewny punkt” drużyny czyli Maciej Kot. Jak się później okazało Maciek „mieszał” dalej. Nie pamiętam tak dramatycznego konkursu drużynowego.
Kilka drużyn właściwie do końca mogło myśleć o medalu. Nie było również dominacji skoczków austriackich. Po I serii zajmowali drugie miejsce ustępując Norwegom. Nasi przez większość zawodów zajmowali miejsce czwarte.
Tego dnia przy małym szczęściu mogli walczyć nawet o złoto. Najpierw to szczęście dopisywało innym. Medal „bohatera narodowego Austrii” należy się Fettnerowi, któremu zaraz po wylądowaniu odpięła się narta. Młodemu Austriakowi udało się na jednej narcie przejechać kilkanaście metrów. Przewrócił się zaraz za „choinkami” czyli strefą lądowania. Gdyby Manuel jednak się przewrócił to mielibyśmy mega sensację i Austrię bez medalu.
Pomimo świetnych skoków Stocha, dobrych Żyły i Kubackiego a trochę słabszych Kota zajęliśmy najgorsze miejsce, bo czwarte. Do brązu zabrakło… 0,8 pkt czyli pół metra. Kamil nie wierzył, że nie mamy medalu. Wszystko na siebie wziął Maciek, szczególnie jeśli chodzi o jego pierwszy skok, który faktycznie był trochę za krótki. I medale były rozdane – złoto Austria, srebro Norwegia i brąz Niemcy.
Ale czy ktoś powiedział, że to koniec wydarzeń?
Nie, co ciekawe miało się dopiero wydarzyć. Pierwsze zaskoczenie to fakt, iż w dekoracji kwiatowej na skoczni pojawili się tylko Austriacy. A gdzie była wtedy reszta? No właśnie.
Wszystko przez Morgensterna. Zwrócił uwagę sędziom, że skaczącemu przed nim Bardalowi policzono za dużo punktów za belkę. Skakali z tej samej wysokości a jednak Norweg dostał za dużo „bonusów”. A można było w tym konkursie odnieść wrażenie, że szachy trenerskie belką nie mają końca. Już nie tylko Poitner mieszał na skoczni. Ta epidemia opanowała innych trenerów. Co było dla mnie wielkim zaskoczeniem zrobił to również Łukasz Kruczek.
I tym oto sposobem jury zawodów popełniło błąd. Andreasowi Bardalowi policzyło „bonus” za skok z obniżonej belki. Skakał jednak z tej samej, co inni zawodnicy w jego serii. Odliczając Norwegom 6,6 pkt podium wyglądało inaczej: Austria, Niemcy i … POLSKA! Nasi „nieszczęśnicy ze Skandynawii” zostali sklasyfikowani na miejscu czwartym.
Nasza cała ekipa odtańczyła taniec radości, gdy sędziowie przekazali im informację, że mają upragniony medal brązowy. Teraz zaczęły się inne dyskusje – do srebra a nie do brązu brakło pół metra. A gdyby skoku nie ustał Fettner to…?!
Ale dajmy już spokój
Spełniły się ciche marzenia – medal w konkursie drużynowym! Kamila poluzowało. „Przecież mówiłem, że ten medal się nam należy” – mówił Stoch do kamery. Okrzyk radości wydusił z siebie nasz „złotousty” czyli Piotrek Żyła. Skromnie i ze spokojem swoje szczęście wyrażał Kot i Kubacki. Później podszedł „szaman” Małysz. Adam jako jeden z nielicznych głośno mówił o medalu w drużynie.Po dwóch godzinach całego zamieszania na rynku miasteczka Cavalese odbyła się dekoracja. Pięknie było oglądać naszych skoczków na podium i z medalami na szyi.
Słowo otuchy należy się Norwegom. Ich rozgoryczenie było wielkie. Gdyby nie Thomas mogło być różnie. Cały czas się zastanawiam, co by było, gdyby to wszystko wyszło na jaw długo po zawodach.
To były piękne Mistrzostwa. Złoto Stocha i brąz w drużynie to nie lada wyczyn. I choć ta piękna impreza nie udała się naszej Justynie Kowalczyk to i tak nasi reprezentanci dali nam wiele radości. Piękne trasy, piękna pogoda, świetna organizacja. I w tej chwili przypomniało mi się, iż do organizacji imprezy tej rangi kandyduje nasze Zakopane. Z wielkim sentymentem ale z czym do ludzi?!
Powoli wszystko wraca do normy. Widać, że nasi skoczkowie nabrali pewności siebie. Co najważniejsze, może w końcu mamy stabilną drużynę, o której marzyliśmy za czasów Małysza.
Od sukcesów w Predazzo minęło już kilka dni. Pojawiają się pierwsze echa zdarzeń z konkursu drużynowego. Głośno się mówi o tym, iż wprowadzona możliwość zmiany belki przez trenerów, która miała iść w stronę bezpieczeństwa skoków tych najlepszych jest używana do „strategicznych rozgrywek”. W ślad za strategiami Pointera (bo wszyscy wiedzą, że to on rozpoczął zmiany belki na walkę o bonusy) poszli inni. I pomylić się nie jest trudno. Prezydent FIS Gran Franco Kasper zaraz po Mistrzostwach oświadczył o szybkiej potrzebie zmian w tym zakresie. I dobrze. Bo już dawno w skokach narciarskich przestało mieć znaczenie jak daleko skoczek skacze.
Najważniejsze są… komputery
Przed nami Turniej Nordycki i Planica. Adam Małysz czyli nasz „szaman” przewiduje dominację Kamila już do końca sezonu. Zapowiada się zatem ciekawie. Wszak Stoch ma nadal szansę na drugie miejsce w całym Pucharze Świata. Inni nasi znajomi odśpiewali Mazurka Dąbrowskiego w Predazzo. A ja liczę na takie same śpiewy w Planicy.
Liczymy jeszcze na coś wyjątkowego, czego nie można zrealizować w żadnym innym miejscu rozgrywania PŚ. Ale to ma być niespodzianka. Chcemy ją zrobić sami sobie oraz innym naszym stałym internautom. Czy się uda, zobaczymy.