Między ustami a brzegiem Pucharu Świata – odcinek 27
Występują: Drugi najlepszy.
W poprzednim odcinku nieco poirytowaliśmy się szczęściem jakie ogarnęło Prezesa i cały Związek, któremu przewodzi. Ta nienaturalna sytuacja dla czekających jak hieny na każde potknięcie swojej ofiary mediów, wzbudzała podejrzenie o nieprawdziwie przekazywanych prawdziwych informacji. Ale to tylko wyobraźnia szanownych dziennikarzy bowiem tak naprawdę to szyfrują tylko zawodnicy.
Nasz drugi najlepszy skoczek, który z pewnością otrzyma kwalifikację w konkursie na najlepszego sportowca roku 2012 (ja Wam to mówię! zobaczycie!) został niedawno odpytany przez jednego z najbardziej interesujących się skokami narciarskimi dziennikarza dlaczego skoki konkursowe nie były takie jak te treningowe. Otrzymał odpowiedź:
– Nie były to takie skoki, jak te ostatnio oddawane na treningach. Trochę za bardzo aktywnie jechałem, wciskało mnie na rozbiegu i nie szło mi od biodra, tylko od góry, noga nie dawała do progu jak by mogła.
A zatem aby nie zdradzić się innym ekipom, nasi szyfrują i szczerze Wam powiem, iż jestem przekonany, że Enigma, elektromechaniczna maszyna szyfrująca wyprodukowana po I wojnie światowej, przy pierwszej próbie deszyfracji tego tekstu, zostałaby skutecznie pozbawiona swoich najcenniejszych cech pracy.
Aby nie doprowadzić do nadludzkich wysiłków fizycznych jak i psychicznych wyjawię sens i przekaz cytowanej odpowiedzi drugiego najlepszego naszego skoczka. I choć może okazać się dla Was to zupełnym zaskoczeniem, to nie próbujcie tego proszę zrozumieć.
Deszyfracja (przekształcenie danych zaszyfrowanych do oryginalnej, otwartej postaci): Nie były to takie skoki, jak te ostatnio oddawane na treningach. Gdy zjeżdżałem z najazdu płynnie i szybko, aktywnie rozciągając najważniejsze partie mięśniowe, poczułem nienaturalnie oddziaływającą na kręgosłup siłę dociskową. Pochylnia płaska jaką podążałem w dół, zgadzając się z nieobojętnym przyciąganiem ziemskim wydłużała się w czasie wraz z którym tarcie statyczne nie ulegało zmianie. Wraz z przyspieszenie jakie towarzyszyło mi do końca najazdu jednak narastało. I tym trudniej mogłem określić moment, w którym trenerzy zawsze wskazują na odbicie. Moje położenie w odniesieniu do ustalonego punktu było wątpliwe bowiem zauważyłem, że jadę bez jednej narty czego dowodem był dziwny zapach zalatujący od tyłu. Prawe biodro zaczęło symulować pracę bowiem zapalił się alert PULL UP. Nastąpiło wytrenowane wybicie. Od tej chwili lecąc z jednym skrzydłem musiałem manipulować równowagą. I wcale tutaj nie chodzi o jej zmysł bowiem obie półkule mojego mózgu z tym skokiem nie miały nic wspólnego. Wylądowałem szybko i jak zwykle. Szczęśliwie. To odczucie na teraz, jak było naprawdę to muszę zobaczyć dopiero na video. Trener też tak mówi.
A już wkrótce: Czas ciągle goni nas…