Kolejne dwa weekendy ze skokami gościliśmy w Czechach i Niemczech. Najpierw Harrachov. Na słynnym Czertaku nic nowego się nie działo. Główną rolę odgrywał wiatr. A tak mało brakowało, abyśmy tam byli, marzli i byli sfrustrowani. Z powodu prognoz pogody wyjazd odwołaliśmy w ostatniej chwili.
Oba konkursy udało się rozegrać w niedzielę
Jeden z nich to była tylko jedna seria, bo znów zaczęło wiać. Jury często zmieniało belkę, bo wiatr wiał zawodnikom pod narty. Czyli dużo loterii.
Polacy skakali dobrze, nie ma się czego czepiać. Jedynie Dawid Kubacki w drugim konkursie nie awansował do trzydziestki. Ale na moje oko brakuje naszym błysku. W swoich wypowiedziach błyszczy jednak nasz Piotruś Żyła. Tym razem ponarzekał sobie na ludzi z „odkurzaczami” na rozbiegu. Ale każdy by narzekał, gdyby ktoś zamiast odkurzać robił mu „kupki” ze śniegu. Taka mała dywersja.
Czepiać się można jedynie taktyki naszego sztabu. Każda ekipa coś odpuszcza, bo milowymi krokami zbliżają się Mistrzostwa Świata. Nie bardzo jest czas na trenowanie. Nasi ambitnie nadal skaczą wszędzie. Zaczyna mi się to nie podobać. To, że w Harrachovie lubi wiać nie trzeba specjalnie patrzeć na prognozę pogody. Wystarczy przypomnieć sobie co tam się działo w przeszłości.
Nie odpuszcza jedynie Schlierenzauer
Walczy o Kryształową Kulę, więc trudno mu się dziwić. Przed tygodniem wyrównał rekord Nykaenena. Teraz pod nieobecność wielu rywali miał okazję „odjechać” z tym rekordem. I tak też się stało. Oba konkursy wygrał Schlieri. Ma już na koncie 48 zwycięstw. Pierwszy raz w historii Pucharu Świata jeden zawodnik wygrał zorganizowane tego samego dnia dwa konkursy (przypis za skijumping.pl). Także kto został w domu, dobrze zrobił. A mam tu na myśli przede wszystkim skoczków.
Pierwszy dzień kolejnego weekendu to drużynówka w Willingen. Ale muszę wrócić do piątkowych kwalifikacji do niedzielnego konkursu indywidualnego. No właśnie. Czyżbym coś wykrakał? Oby nie. Ale niestety, tak to wygląda, jakby naszym zaczynało brakować „prądu”. W tychże kwalifikacjach przepadł Maciek Kot. Tak samo stało się z Hulą. Ale to akurat nie jest dla mnie niespodzianką. Nawiasem mówiąc zauważyłem zasadę, iż jak tylko ktoś lepiej pokaże się w Kontynentalnym zaraz jedzie na Puchar Świata. Może by tak zmienić tą tendencję, bo na mój rozum jest to trochę bez sensu i wcale nie przynosi zamierzonych rezultatów.
Nie chcę już dalej się rozwodzić, czym mi ten brak „prądu” pachnie na przyszłość.
Kruczek do czwórki Kota nie wstawił
Nasi skakali jak zwykle, czytaj przeciętnie. Takiego polotu jak na Wielkiej Krokwi już nie było. Zajęliśmy miejsce piąte. Wygrali Słoweńcy. To są moi główni faworyci do złota w Predazzo. Żadna ekipa nie ma tak równo skaczącej czwórki zawodników. Dalsze miejsca zajęli Norwegowie i Niemcy. Przed nami byli jeszcze Austriacy.
Na niedzielny konkurs indywidualny czekali wszyscy, szczególnie 30 tysięcy ludzi pod skocznią. Byłem ciekaw, jak zaprezentują się nasi zawodnicy. Przede wszystkim czekałem na dobre rezultaty, aby występ Maćka Kota z kwalifikacji potraktować jako wypadek przy pracy. No i nic z tego. Na niemieckiej skoczni główną rolę również odegrał WIATR. Nie było możliwości aby konkurs się odbył. Po dwóch „przekładkach” zawody anulowano. Może uda się nadrobić zaległości z Willingen za kilka dni na skoczni w Klingenthal.
A na koniec dobra wiadomość. Nasza kadra odpuści chyba zawody na kolejnym mamucie w Oberstdorfie. Trochę mi ulżyło, chłopakom chyba też. Bo gdyby tam również główną rolę miał odgrywać wiatr, to…